Swego czasu byłem niemalże psychofanem tej formacji z Łodzi i śledziłem wszelkie ich poczynania, a nawet miałem okazję coś poznać osobiście. Każdy element ich dyskografii znałem od podszewki i dosłownie wszystko mi u nich odpowiadało, może za wyjątkiem samej nazwy, która brzmiała dla mnie zbyt niepoważnie i może przez to też wiele osób ich olewało, myśląc, że to jakiś gówniany, żartobliwy Grindcore. Jak to zazwyczaj w Polsce bywa, najlepsze zespoły mają zazwyczaj mało wysublimowane nazwy (Acid Drinkers, Dead Infection, Vader, to o was mówię).
Choć Łodzianie sami siebie nie klasyfikowali ideologicznie jako Metal i bardziej widzieli się po stronie Punkowej, to muzycznie już jak najbardziej jest to pochodna Napalm Death, Bolt Thrower i Sepultury w najlepszym obliczu i okresie świetności tych kapel.
No, ale wróćmy do początku. Seeds of Cruelty jest trzecim albumem w dorobku grupy i jednocześnie ostatnim, w którym ręce maczał Konrad Sobierajski (RIP 2000). Co prawda, nic nie nagrał osobiście na ten album, ale napisał riffy, które zostały wykorzystane, co zresztą słychać, gdyż późniejsze płyty Toxic Bonkers mają już nieco inny charakter, bez obecnego tu luzu i z większą pompą. Ten oto majstersztyk został wydany przez Selfmadegod Records za czasów, kiedy można było bardzo łatwo ich znaleźć w empikach, gdzie też zresztą młody ja miał okazję sobie ich capnąć za 15 zeta.
Pomimo widocznych wpływów, które wymieniłem wcześniej, nie nazwałbym tego bezmyślnym naśladownictwem, a bardziej punktem odniesienia, gdyż grupa stara się mieć swój własny wkład (i nie mówię tu o ambientowych intrach) oraz dba o to, aby mieć rozpoznawalny styl. Natomiast na największą pochwałę zasługuje tutaj talent kompozytorski. Mam cichą nadzieję, że „Seeds of Cruelty”, „Weep” oraz „Poisoned” na stałe wpisały się do kanonu gatunku.
Reszta płyty też trzyma poziom, choć gdzieniegdzie słychać, że na próbach musiało występować lekkie przemęczenie materiału. Nie ma to jednak żadnego wpływu na odbiór, ponieważ skromne 30 minut szaleńczej jazdy nie pozwala się nudzić.
Większość reakcji jakie widziałem u ludzi po starciu z tą płytą, była typu „dlaczego ja wcześniej o nich nie słyszałem?”. Cóż, nawet jeśli nie udało mi się was przekonać do końca, to przynajmniej mam nadzieję, że sama nazwa wam utknie w głowach, co już jest samo w sobie by było plusem. Do słuchania marsz!
ocena: 9,5/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/toxicbonkers
hellalujah:::
OdpowiedzUsuńNamówiłeś.
Niezła płyta.
Z trójki którą wymieniłeś - tak moim zdaniem - to zdecydowanie najwięcej starego dobrego ND (pierwsza połowa lat 90)
PS
Co Ty chcesz o nazwy "Dead Infection"? hehe
A no bo początkowo chciałem napisać "głupie nazwy", a jednocześnie wymienić najbardziej markowe grupy z Polski. Stwierdziłem jednak że użyję innego określenia, bo choć nazwa "Martwa Infekcja" nie brzmi aż tak źle jak "Ojciec" (sorry Peter), czy "Kwasożłop" (sorry TItus), to też nie jest kozacka jak Posępny Anioł, Spopielenie,czy Śmierć Od Napalmu, ale może się nie znam. Sam już nie wiem :p
UsuńCała dyskografia T.B. jest warta poznania, aczkolwiek punkowy wokal na debiucie nie każdemu się spodoba. Natomiast "Seeds of Cruelty" to jest zdecydowanie ich życiówka, ewentualnie na równi z ich drugim albumem "Blindness", z którego pochodzi kultowa "Apatia".
Jak najbardziej się zgadzam że ND dominuje, co zresztą sam zespół chyba przyznaje w wywiadach. Wspomniany "Blindness" to jest zresztą hołd dla "F.E.T.O.", tyle że utwory są bardziej rozbudowane niż na typowym Grindcorze.
Dziękuję za komentarz.
m.
hellaljah:::
OdpowiedzUsuńSlasshing Death