biografia CANNIBAL CORPSE

CANNIBAL CORPSE to nazwa znana chyba każdemu miłośnikowi brutalnego death metalu rodem z Ameryki. Zawsze wzbudzali sporo kontrowersji; w wielu krajach nie dopuszczano ich płyt do sprzedaży, w innych muszą 'ukrywać się' za okładkami zastępczymi, ocenzurowanymi. Pomimo tych oraz wielu innych niewątpliwych utrudnień, są ostoją klasowego death’owego grzańska dla setek tysięcy zakochanych w tej jakże wspaniałej muzyce fanów. Można ich nie lubić, wszak ich styl jest specyficzny, ale nie można nie szanować! Chociaż cała utrzymywana przez lata otoczka (teksty, okładki) czasem budzi śmiech, to muzykę należy traktować bardzo poważnie, bowiem jako nieliczni ze 'starej gwardii' trzymają się raz obranego, morderczego stylu, a przy tym wciąż są równie aktywni, jak na początku lat 90-tych XX wieku.

Kapela powstała w Buffalo w stanie Nowy Jork w grudniu 1988 roku. W pierwszym składzie występowali kumple z dwóch właśnie dogorywających lokalnych zespołów. Byli nimi: basista Alex Webster i gitarzysta Jack Owen z BEYOND DEATH oraz gitarniak Bob Rusay, perkusista Paul Mazurkiewicz i charyzmatyczny wokalista Chris Barnes z TIRANT SIN. Nazwę CANNIBAL CORPSE zaproponował Alex i najwyraźniej trafił w gusta zafascynowanych horrorami kolegów, bo szybko ją przyjęli. Tak początki wspomina Barnes: W tamtych latach, gdy mieszkaliśmy w Buffalo i dopiero zaczynaliśmy próby, zbieraliśmy się w miejscu które zwało się "Magazynem absolutnym". Był to stary budynek poza granicami miasta. Kiedyś mieścił się tam szpital dla ludzi w stanie agonalnym. W ogóle, to tam zmarło wiele osób. (...) Wydaje mi się, że ten budynek posiadał jakąś silną energię, która nas doładowywała i przydawała sił w tworzeniu nowej muzyki. Tak więc chłopaki — czy to będąc pod wpływem tajemniczych sił czy nie — zabrali się za pisanie muzyki, w międzyczasie ruszyli z promocją koncertową (pierwszy gig zagrali przed wielkim DARK ANGEL!), więc już w następnym roku wydali demówkę o niezwykle enigmatycznym tytule "Cannibal Corpse demo 1989". Tak się ciekawie złożyło, że sklep muzyczny, w którym w tamtym czasie pracował Chris, należał do wysoko postawionego pracownika Metal Blade. Korzystając z okazji, młodzieńcy przekazali mu demo, które 'chwyciło' w firmie, bo na propozycję podpisania umowy CANNIBALE nie musieli długo czekać.

CANNIBAL CORPSE: Mazurkiewicz - Webster - Barnes - Rusay - Owen
Mazurkiewicz - Webster - Barnes - Rusay - Owen

Majaczące w oddali marzenie stało się faktem. Chłopaki zamelinowali się na chwilę w rozkręcającym się Morrisound w Tampie ze Scottem Burnsem jako producentem. Sesja przebiegła szybko, dodatkowo z przyjacielską wizytą wpadli i swoich głosów użyczyli Glen Benton (DEICIDE) i Francis Howard (INCUBUS). Tak więc zgodnie z planem, w 1990 roku pojawił się debiut "Eaten Back To Life". Świat miał wkrótce utonąć w powodzi krwi i flaków! Ale pojawiły się też schody – ze względu na brutalną okładkę (która jest raczej głupawa niż straszna, ale co robić – widocznie niektórych przerażają komiksy dla przedszkolaków) i ekstremalne teksty płyta od razu trafiła na indeks w kilku krajach. Nie zraziło to jednak fanów, bo zapotrzebowanie na solidny gore death metal było wówczas bardzo duże, a zespół prezentował sobą niezły poziom. Szybka trasa i miłośnicy ludzkiego mięsa zabrali się za przygotowanie materiału na nowy album. Uwinęli się dość szybko, więc już w rok po debiucie w Morrisound nagrali "Butchered At Birth". Także i tym razem gościnnie zaryczał Glen Benton. Płyt tych nie dzieli przepaść, jeśli chodzi o muzykę i jej poziom (może poza poziomem brutalności), ale sama realizacja studyjna jest dużo lepsza. W każdym razie zespół zaprezentował się z naprawdę dobrej strony, pokazując wszystkim, że w deathmetalowym boomie nie są tylko jednymi z wielu (z czym problem mieli choćby BROKEN HOPE). Tylko było małe 'ale' – przepiękna krwista okładka (Zajęła pierwsze miejsce na opublikowanej w 2007 liście "20 Najbardziej Krwawych Okładek Płyt" Teksańskiego tygodnika "Dallas Observer" – zawsze to jakiś powód do dumy.) została gdzieniegdzie dość radykalnie ocenzurowana (zostawiono jedynie logo i tytuł), zaś zawartość liryczna totalnie zbojkotowana przez różne stare dewoty, nauczycieli i obrońców moralności. Ponadto w Ameryce i Niemczech próbowano zbijać kapitał polityczny na zwalczaniu zespołu. To się mogło skończyć tylko w jeden sposób – przysporzyło CANNIBALOM jakże potrzebnego młodej kapeli rozgłosu, a wytwórnię zwolniło od kilku wydatków na reklamę. W tym medialnym szumie Barnes znalazł trochę wolnego i zaśpiewał gościnnie w kilku kawałkach na znakomitym "Considered Dead" znakomitego GORGUTS.

CANNIBAL CORPSE: Owen - Barnes - Webster - Mazurkiewicz - Rusay
Owen - Barnes - Webster - Mazurkiewicz - Rusay

Kontrowersje i skandaliki to podstawa sukcesu, nic więc dziwnego, że zespół mógł sobie teraz pozwolić na lepsze — i dłuższe — trasy (chociażby słynny tour z ATHEIST i GORGUTS) i masę wywiadów do magazynów z całego świata. Taka, poniekąd przypadkowa, kampania promocyjna bardzo dobrze przygotowała grunt pod następne dzieło CANNIBALI – wydany w 1992 roku "Tomb Of The Mutilated". Wiadomo było, że stać ich na wiele, ale chyba nikt, łącznie z zainteresowanymi, nie spodziewał się takiej rzeźni! Kawałki takie jak 'Hammer Smashed Face', 'I Cum Blood', 'Post Mortal Ejaculation' czy wyjątkowo przemawiający do wyobraźni 'Necropedophile' po raz kolejny dowiodły, że ta wesoła ekipa nie ma zamiaru brać jeńców, że zawładną światem! Postęp, jaki dokonał się na przestrzeni zaledwie jednego roku robi wielkie wrażenie – podkręcono tempo, kawałki stały się bardziej intensywne i złożone, brutalniejsze, nie zatracono przy tym charakterystycznej chwytliwości. Kapitalną robotę odwalił Barnes, wyrzucając z siebie popieprzone historie w sposób wybitnie niezrozumiały. Nie bez znaczenia była też bardzo dobra produkcja autorstwa Scotta Burnsa; tak dobra, że już we wkładce zespół obiecywał rychły powrót do Morrisound. A teraz czas na największą niespodziankę związaną z tym albumem i nie chodzi tu wcale o głośną wizytę w Rosji. Los chciał, że doszło do spotkania zespołu z... aktorem komediowym Jimem Carrey’em, który ponoć okazał się zagorzałym fanem death metalu, a szczególnie CANNIBAL CORPSE. Wymiana uprzejmości okazała się być bardzo owocna, bowiem Jim zaangażował zespół do jednego z epizodów w filmie "Ace Ventura: Psi Detektyw" (we wkładce jest nawet jego zdjęcie)! Tak wspomina to Chris: Dostałem kompletnego zajoba. Pobiegłem z tym do reszty chłopaków. Ja i Paul stwierdziliśmy bodaj: "No to kurwa zajebiście jak cholera". Dzięki tej przygodzie cały 'normalny' świat, w który była wymierzona muzyka Amerykanów, mógł sobie posłuchać numeru 'Hammer Smashed Face'. Kawałek oczywiście trafił na ścieżkę dźwiękową filmu, a w 1993 roku na jego bazie wydano epkę "Hammer Smashed Face", która zawierała dodatkowo covery 'The Exorcist' (POSSESSED) i 'Zero The Hero' BLACK SABBATH. Ale to nie koniec sukcesów tego numeru – w 2009 wygrał plebiscyt niemieckiego Metal Hammera na "najlepszy death metalowy utwór wszech czasów", wyprzedzając takie tuzy ekstremalnego grania jak ARCH ENEMY, IN FLAMES czy AMON AMARTH...

CANNIBAL CORPSE: Owen - Webster - Barnes - Mazurkiewicz - Rusay
Owen - Webster - Barnes - Mazurkiewicz - Rusay

W 1993 roku doszło do pierwszej poważnej zmiany w składzie. Zatargi Boba z resztą zespołu były tak duże, że jedynym rozsądnym wyjściem było podziękowanie mu za współpracę. Na jego miejsce przyjęto znanego z MALEVOLENT CREATION Roba Barretta. Występ w filmie, zabiegi cenzorskie oraz liczne trasy doprowadziły do 'spopularyzowania' CANNIBAL CORPSE. Nic więc dziwnego, że wytwórnia wyłożyła sporo kasy na nagranie i promocję ich czwartej płyty. Album "The Bleeding" ukazał w 1994 roku i z miejsca zaskoczył podejrzanie 'normalną' okładką (i tylko częścią tracklisty...). Wszystkie wątpliwości znikają jednak po odpaleniu krążka. Materiał to znakomity, świetnie zagrany i tak też zrealizowany, przez wielu nie bez racji uważany za najlepszy w bogatej dyskografii zespołu. Nie ma tu słabych momentów czy muzycznych zapychaczy, każdy element składający się na styl zespołu doprowadzono do perfekcji – od bulgotów Barnesa, przez nawalanie Mazurkiewicza, po wyraźny bas Webstera. Odzew fanów był bardzo pozytywny, więc Metal Blade zafundowała chłopakom teledysk do numeru 'Staring Through The Eyes Of The Dead', który szybko stał się jednym z większych hitów z tej płyty. Inne wspaniałości to 'Stripped, Raped And Strangled', 'Pulverized' czy obowiązkowy punkt każdego koncertu, często dedykowany paniom – 'Fucked With A Knife'. "The Bleeding" odniósł ogromny sukces komercyjny i w samej tylko Ameryce rozszedł się do dziś w ponad 100 tys. egzemplarzy! Należy nadmienić, że stało się to bez pomocy radia, MTV (co z tego, że mieli teledysk, skoro był zbyt ekstremalny by ktokolwiek go wyemitował), czy też wielkich magazynów. Doskonała sprzedaż pozwoliła zespołowi pojeździć po świecie, koncertując praktycznie wszędzie, gdzie się dało. Przy okazji tego albumu odblokowały się rejony dotąd dla CANNIBALI niedostępne. Wreszcie mogli pojechać do Australii i kilku innych krajów, a płytę można było legalnie kupić w Niemczech (pierwsze trzy były całkowicie zabronione do 2006!). Żeby nie było za dobrze, to np. w Nowej Zelandii czy Korei są prawnie (!) zakazani.

CANNIBAL CORPSE: Webster - Owen - Barnes - Mazurkiewicz - Barrett
Webster - Owen - Barnes - Mazurkiewicz - Barrett

Sukcesy sukcesami, a pod powierzchnią wrzało. Pojawiły się spore tarcia pomiędzy Chrisem a pozostałymi muzykami. Wersja Paula: Wszystkiemu jest winny Chris Barnes. A to dlatego, że Chris nie chciał, żebyśmy zachowali swą brutalność. Tak więc, jeżeli jest jakaś osoba winna zaistniałej sytuacji – to jest nią Chris. My zaś odwrotnie, obecnie nadajemy naszej muzyce bardziej brutalne brzmienie. A tak sytuację widział Barnes: Coś się między nami zepsuło i wszystko skończyło się tak jak się skończyło. Praktycznie samodzielnie tworzyłem nowe utwory, i wydaje mi się, że chłopakom przestało się to podobać. Też chcieli uczestniczyć w procesie tworzenia, kontrolować go. Zaś ja nie byłem zachwycony ich pomysłami. (...) Nasze poglądy różniły się zdecydowanie i nie próbowaliśmy wysłuchać racji drugiej strony. W takim oto stanie wzajemnej nieżyczliwości i braku zaufania zdołali jeszcze w 1995 nagrać zawierające pięć nowych kawałków demo "Created To Kill", po czym szlag wszystko trafił i Chris z hukiem wyleciał z zespołu. Niechęć okazała się tak mocna, że muzycy w ogóle (!) nie utrzymywali z sobą kontaktów przez kilka następnych lat. Fani wokalisty byli oczywiście w szoku, niektórzy są nawet do dziś i nie mają zamiaru zaakceptować kogoś innego na tym miejscu. Wkurwiony Chris Barnes postawił na stworzony wspólnie z Allenem Westem (OBITUARY) projekt SIX FEET UNDER, z którym jeszcze w tym samym roku wydał debiutancki album "Haunted" i błyskawicznie odniósł spektakularny — i dla mnie kompletnie niezrozumiały — sukces.

CANNIBAL CORPSE: Barrett - Owen - Mazurkiewicz - Webster - Fisher
Barrett - Owen - Mazurkiewicz - Webster - Fisher

Szeregi osłabionego CANNIBAL CORPSE zasilił członek MONSTROSITY, obdarzony porządnym głosem i ogromnym karkiem George "Corpsegrinder" Fisher. Tu także nie obyło się bez zgrzytów, bo uczestniczył w próbach CANNIBALI, gdy jego macierzysta kapela nagrywała właśnie nowy album ("Millennium"), więc siłą rzeczy nie dawał z siebie w studiu tyle, ile od niego oczekiwano. W każdym razie George angaż wspomina dość ciepło: Zadzwonił do mnie Alex, proponując mi posadę wokalisty. Lekko oszołomiony, poprosiłem go, aby dał mi kilka dni na zastanowienie. Dziś uważam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu. W tym składzie nagrano w 1996 r. piąty pełny album zatytułowany krótko "Vile". Pomimo tej całej burzy nad kapelą, krążek pod żadnym względem nie okazał się klęską, choć przez wielu był tak odbierany zanim w ogóle się ukazał. Nowy wokalista spisał się naprawdę dobrze – zaśpiewał po swojemu, bez prób podrabiania Chrisa i za to mu chwała. Co do muzyki, ta jest na pewno szybsza niż kiedykolwiek wcześniej, jeszcze bardziej zaawansowana technicznie, po prostu – brutalne grzańsko od początku do końca. W ramach promocji nakręcono też teledysk do 'Devoured By Vermin'. Gorące — acz nie do przesady — przyjęcie sprawiło, że jako pierwsza ekstremalna grupa, nasi milusińscy trafili na listę Billboardu, debiutując na 151 miejscu! Chyba przyznacie, że to spore osiągnięcie? Gdzieś w międzyczasie Alex znalazł trochę czasu, żeby wspomóc Erika Rutana (na posadzie w MORBID ANGEL) przy nagraniach demówki jego nowego, dość cienkiego projektu ALAS. Liczne trasy sprawiły, że niedługo później — w 1997 — pojawiło się 'home-video' "Monolith Of Death", zawierające kawałki nagrane podczas koncertów w Polsce (rispekt!), Kanadzie i USA. W tym samym roku doszło też do przetasowań na stanowisku gitarzysty – Rob Barrett wrócił do MALEVOLENT CREATION, a jego miejsce zajął Pat O'Brien – bardzo ambitny i świetnie wyszkolony muzyk znany z NEVERMORE (w którym zdecydowanie nie realizował się artystycznie), CEREMONY i... MONSTROSITY (dlatego też mógł liczyć na spore plecy Corpsegrindera).

Nowy skład to nowe spojrzenie na muzykę. Jeszcze w 1997 roku chłopaki zdążyli wskoczyć do studia, żeby na szybko zrobić przedprodukcję nadchodzącego wielkimi krokami materiału. Wiedząc już co i jak, w 1998 weszli do wielokrotnie odwiedzanego Morrisound z Jimem Morrisem jako producentem i nagrali krążek wyraźnie wolniejszy, bardziej techniczny oraz melodyjny (melodyjny po cannibalowemu – to nie oznacza, że popadli w pedalskie opowiastki o smokach, księżniczkach i jednorożcach) i motoryczny oraz bodaj najbardziej 'klimatyczny' w karierze – "Gallery Of Suicide". Jest tu kilka solidnie miażdżących kawałków, bo i materiału zgromadzili sporo, zaś poziom całości jest — właściwie jak zwykle — bardzo wysoki. Ja ze swojej strony mogę polecić chociażby 'I Will Kill You' (wpadający w ucho refren), 'Chambers Of Blood', 'Dismembered And Molested' oraz rewelacyjny instrumentalny walec 'From Skin To Liquid' (po raz pierwszy użyli w nim gitar siedmiostrunowych). Okazale prezentuje się bardzo czytelne i przestrzenne brzmienie płyty (tyczy się to szczególnie gitar), jednak zespół nie był nim do końca usatysfakcjonowany, liczyli na coś innego – surowego, brudnego i agresywnego. Cokolwiek by jednak nie mówili, wyszedł im krążek wyjątkowo ciekawy, który w Ameryce znalazł ponad 50 tys. nabywców, a to wynik niczego sobie przy średnim zainteresowaniu publiki. Zgodnie z zapoczątkowaną na "The Bleeding" tradycją, nakręcono kolejny teledysk, tym razem wybór padł na 'Sentenced To Burn'. Standardowo też przygotowano ocenzurowaną okładkę, która prezentuje się chyba nawet lepiej niż ta właściwa, krwawa.

CANNIBAL CORPSE: Webster - O'Brien -  Fisher - Mazurkiewicz - Owen
Webster - O'Brien - Fisher - Mazurkiewicz - Owen

Kilka tras, występy na festiwalach i już można się zabierać za nową płytę. Pomni błędów popełnionych przy ostatnim krążku (z tym oczywiście przesadzali, ale w końcu im wolno), tym razem zaangażowali do produkcji człowieka, który nie raz miał do czynienia z totalną ekstremą, a przy tym był wspaniałym fachowcem – Collina Richardsona. Przy okazji postanowili zmienić wysłużone Morrisound na Village Productions w Teksasie. Zapał do pracy, cholernie zgrany i wyrobiony skład oraz wiara we własne możliwości sprawiły, że CANNIBALE przyłożyli się do nagrań jak nigdy dotąd. Dzięki temu powstał "Bloodthirst" (1999) – album kapitalnie brzmiący, brutalniejszy, jeszcze bardziej intensywny, szybszy a także wyjątkowo techniczny. Death metalowy wypierd w pigułce, krótki ale bardzo satysfakcjonujący. Także Corpsegrinder jest w nieporównywalnie lepszej formie, niż to miało miejsce na poprzednich wydawnictwach, więc można spokojnie powiedzieć, że godnie zastąpił poprzednika. Krążek przyniósł całą masę koncertowych hitów: 'Dead Human Collection', 'Pounded Into Dust', 'Blowtorch Slaughter', 'The Spine Splitter', które przez publikę były przyjmowane z równym entuzjazmem, co klasyki zespołu. Dobre przyjęcie to fakt, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że coś było nie tak, skoro płyta sprzedała się znacznie słabiej (ponad 35 tys.) niż poprzednia. W każdym razie koncertów w ramach promocji było naprawdę dużo — dwie trasy po Ameryce i trzy w Europie — więc coś się musiało z tego w końcu urodzić...

Koncertówka! Muzycy co prawda nie mieli jakiegoś wewnętrznego ciśnienia, aby coś takiego robić, ale gdy już się zabrali do rzeczy, to efekt okazał się powalający — bodaj najlepsza death metalowa płyta 'live' — "Live Cannibalism" (2000). To po prostu trzeba usłyszeć, ba! nawet zobaczyć, bowiem ukazała się również w wersji VHS i DVD. Tak podsumowuje ją Corpsegrinder: Jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni z tego albumu, ponieważ co było naszym najważniejszym celem uchwyciliśmy prawdziwą atmosferę koncertu CANNIBAL CORPSE. Na tym albumie nie znajdziesz żadnych dogrywek, poprawek dokonywanych w studio. Wszystko jest prosto z konsolety, oczywiście dokonaliśmy miksu i masteringu, w końcu to nie żaden pieprzony bootleg, ale generalnie album ten prezentuje prawdziwą surową moc naszych występów na żywo. Dobór kawałków także jest niczego sobie. Myślę, że znalazło się tu wszystko, co powinno. Jestem dumny, że ten album się ukazał, ponieważ chyba zasłużyliśmy już sobie na tego typu podsumowanie dotychczasowej działalności. I faktycznie krążek znakomicie oddaje siłę zespołu na żywo – potężny poziom brutalności i wykonawczą precyzję. Nie ma róży bez kolców – w Niemczech płyta wyszła okrojona o utwory z pierwszych trzech wydawnictw, ale za to z coverami SACRIFICE i POSSESSED. Korzystając z chwili wolnego podczas jednej z tras, Corpsegrinder zaśpiewał gościnnie w jednym kawałku na "Forenscik" meksykańskich szaleńców z DISGORGE.

CANNIBAL CORPSE: Webster - Owen - Fisher - Mazurkiewicz - O'Brien
Webster - Owen - Fisher - Mazurkiewicz - O'Brien

Chwila na złapanie oddechu — o ile im to w ogóle potrzebne, na pewno nie płucom Fishera — i można jechać dalej... Rok 2002 przyniósł nam nowe wydawnictwo CANNIBALI"Gore Obsessed", czyli już ósmą płytę studyjną. Nagrano ją ponownie w Teksasie, ale już z innym producentem – tym razem został nim Neil Kernon, który spisał się naprawdę dobrze i osiągnął nieco inne rezultaty niż jego poprzednik. Dostarczono fanom jak zwykle solidny materiał, wysoki poziom został utrzymany, ale — co tu dużo mówić — jest to w prostej linii kontynuacja "Bloodthirst", i jako taka wiele się od niej nie różni ani nie wnosi nic do stylu kapeli, choć zapewnia słuchaczowi sporo miłych chwil. Rok później na rynek trafiła druga w karierze zespołu epka – "Worm Infested", na której umieszczono trzy niepublikowane kawałki własne (w tym na nowo nagrany numer z debiutu) oraz trzy nieźle wykonane covery: METALLICY, ACCEPT i POSSESSED. Rok 2003 to także wypasione wydawnictwo okolicznościowe – box "15-Year Killing Spree". Składa się nań zestaw aż czterech płyt – dwie raczej typowego 'the best of', jedna z niepublikowanym lub trudno dostępnym materiałem (czyli wszelakie demówki i covery) oraz DVD ze starymi i nowszymi ujęciami na video.

KANIBALE mają to do siebie, że się nie opieprzają, tylko harują na pełnych obrotach – jest to oczywista rzecz, która budzi podziw, ale i rodzi też pytania o to, jak długo można egzystować na scenie na pełnym gazie i bez żadnej wpadki... Na początku 2004 roku do rąk słuchaczy trafił pierwszy w pełni cyfrowo zarejestrowany (i to akurat słychać dość wyraźnie) album naszych milusińskich. "The Wretched Spawn", bo o nim mowa, to 13 kawałków brutalnego łomotu potwierdzającego umiejętności zespołu w tworzeniu typowo 'cannibalowskiej' muzyki. Nagrań dokonano w Sonic Ranch (dawne Village Productions) w Teksasie, gałkami kręcił Neil Kernon, więc o efekt końcowy wszyscy powinniśmy być spokojni. Ale... W mojej opinii jest to jednak krążek wyraźnie gorszy od poprzedniego, a może nawet najgorszy w ich historii. Po prostu, CANNIBALE popełnili płytę zbyt typową, a przez to niczym nie zaskakującą, wtórnawą i przede wszystkim zbyt schematyczną. Świeżości czy nowatorskich rozwiązań się tutaj nie doszukałem. Trzeba jednak oddać im, że to nadal solidny poziom. Warto zaznaczyć, że wersja limitowana (digipack) była wzbogacona o dysk DVD z bardzo wówczas popularnym materiałem typu "making of". Przy okazji tej płyt odgrzano pomysł na kręcenie teledysków, i zrobiono klip do 'Decency Defied', który podobno tylko kilka razy wyemitowała telewizja, a to ze względu na jego rzekomą ekstremalność. Żeby nie popaść w przygnębiający nastrój dodam, że podczas sesji chłopaków odwiedził Brian Slagel z Metal Blade, by zakomunikować im, iż... sprzedali milion płyt (z czego ponad pół miliona w samej Ameryce)! Rzecz jasna wszystkich razem, a nie jednego tytułu! Tak czy inaczej to ogromny powód do dumy, szczególnie że dane SoundScan zbierane były dopiero od połowy 1991, a zatem nie obejmują tego, co pchnięto w świat wcześniej.

CANNIBAL CORPSE: Webster - O'Brien - Fisher - Mazurkiewicz - Owen
Webster - O'Brien - Fisher - Mazurkiewicz - Owen

Niedługo po wydaniu "The Wretched Spawn" stała się rzecz dziwna i zaskakująca – szeregi CANNIBAL CORPSE opuścił jeden z współzałożycieli, gitarzysta Jack Owen. Miało to być wynikiem zmęczenia death metalem, chęcią odpoczynku od tej muzyki, ale... nagle okazało się, że Jack zasilił szeregi zreformowanego DEICIDE, którzy country przecież nie grają... Odrobinę sprawę wyjaśnia Alex: Wiem, że on od zawsze uwielbiał muzykę DEICIDE. Graliśmy razem przez tyle lat i doskonale zdaję sobie sprawę, że dla niego granie w DEICIDE nie jest tylko kwestią zarabiania pieniędzy. (...) Jack ma dom na utrzymaniu. Dlatego podejrzewam, że jego dołączenie do DEICIDE było kombinacją potrzeby zarobienia trochę pieniędzy, ale i chęcią grania z innymi ludźmi. A to nie koniec poszerzania muzycznych horyzontów. Corpsegrinder dołączył do PATHS OF POSSESSION jako stały krzykacz. Nie kryje się za tym żadna filozofia, ale najlepiej oddam głos głównemu zainteresowanemu: Po prostu podoba mi się muzyka, lubię do niej śpiewać, rajcują mnie teksty. To wreszcie coś innego, świeżego w porównaniu z CANNIBAL CORPSE. Nie robiłem nic takiego od lat, więc kiedy przydarzyła się okazja, by po pierwsze pomóc kumplom, a po wtóre dobrze się zabawić w nieco innej muzycznej niszy, natychmiast z niej skorzystałem. George mógł sobie poszaleć, ale KANIBALE zostali postawieni przed naprawdę trudnym zdaniem – znalezieniem godnego zastępcy dla Jacka na zbliżające się trasy. Kogoś takiego podsunął im Erik Rutan z HATE ETERNAL. Panowie go sprawdzili i w ten sposób Jeremy Turner (z wybitnie rzeźniczego ORIGIN) miał okazję poszlajać się po świecie z nowymi kolegami. W 2005 mający widocznie zbyt wiele wolnego czasu Webster spiknął się z porządnym gitarniakiem Ronem Jarzombkiem w jego mocno progresywnym (choć nie miętkim) BLOTTED SCIENCE.

CANNIBAL CORPSE: Webster - Barrett - Fisher - O'Brien - Mazurkiewicz
Webster - Barrett - Fisher - O'Brien - Mazurkiewicz

Kiedy przyszło do kompletowania materiału na nowy krążek CANNIBAL CORPSE, jak diabeł z pudełka wyskoczył świetnie znany Rob Barrett, który chwilę wcześniej dał sobie siana z graniem w MALEVOLENT CREATION. Chłopaki musieli wybierać – Alex: Powrót Roba do zespołu był dla nas jak zastrzyk pozytywnej energii. Wszystko szło jak po maśle. (...) Ważne było też to, że Rob mieszkał już wtedy w Tampie, kiedyś był już z nami i pisał wspólnie z nami utwory, no i nagrywał z nami jedne z naszych najlepszych albumów. W takim składzie powstał dziesiąty (uf!) studyjny krążek kapeli – bezpośrednio i wymownie zatytułowany "Kill" (2006), który zadebiutował na 170 miejscu listy Billboardu. Od pierwszej sekundy słychać, że Alex nie przesadzał – jest bardzo brutalnie, intensywnie i z dużym kopem. Spora w tym zasługa Erika Rutana, bo to on w swoim Mana Recordings pomógł grupie uzyskać najbardziej przejebane brzmienie (gitary!), jakie kiedykolwiek mieli. Miazga totalna! Przy okazji premiery nagrano całkiem udany teledysk do 'Make Them Suffer', a jakiś czas później do 'Death Walking Terror'. Album zrobił odpowiednie wrażenie na ludziach, bo w samej Ameryce ponad 55 tys. maniaków pofatygowało się po niego do sklepów. Atmosfera w studiu musiała być naprawdę dobra, bo już pod koniec roku Webster zasilił szeregi HATE ETERNAL (nagrał z nimi wydany w 2008 "Fury & Flames"), nie porzucając oczywiście macierzystego bandu. W 2007 natomiast powymiatał na "The Machinations Of Dementia" BLOTTED SCIENCE.

CANNIBAL CORPSE: Webster - O'Brien - Fisher - Barrett - Mazurkiewicz
Webster - O'Brien - Fisher - Barrett - Mazurkiewicz

Po wydaniu "Kill", zespół wpadł w wir koncertowania po całym świecie, toteż nieco odpuścił sobie aktywność wydawniczą. Nieco, bo w 2008 wypadła 20 rocznica istnienia kapeli, którą uświęcono wypasionym 3-płytowym boxem "Centuries Of Torment: The First 20 Years". W zestawie nie mogło zabraknąć pełnej historii grupy, fragmentów tras z różnych lat oraz rozmaitego bonusowego tałatajstwa, które tak lubią fani. Potem chwila odpoczynku i prace nad nowym materiałem. I tak dochodzimy do kolejnej wizyty w Mana Recordings z Erikiem Rutanem za konsoletą. Filozofia brzmienia w porównaniu z poprzednikiem się nie zmieniła, ale już charakter albumu owszem. "Evisceration Plague" (2009) jest bowiem krążkiem znacznie bardziej zróżnicowanym, sporo w nim kontrastów, więc obok szybkich i krótkich jebnięć zawiera także solidne, nieco mroczne walce. Ta zmiana szybko chwyciła, bo już w pierwszym tygodniu płyta trafiła na rekordowe dla zespołu 66 miejsce listy Billboardu z wynikiem sprzedaży o połowę lepszym niż "Kill". Przy okazji wydania kontynuowano tradycję zapoczątkowaną na "The Wretched Spawn" i do wersji limitowanej dorzucono DVD z "making of". Dobrym pomysłem okazały się również teledyski do utworu tytułowego oraz, później, 'Priests Of Sodom', które wypadły nieporównywalnie bardziej profesjonalnie od wcześniejszych, a które nie zawierały właściwie niczego, co można by ocenzurować. I to jest niezła droga, żeby sprytnie dobić do trzeciego już szczytu popularności – ich karki jakoś to wytrzymają.

demo