Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szkocja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szkocja. Pokaż wszystkie posty

28 lipca 2015

Man Must Die – Peace Was Never An Option [2013]

Man Must Die - Peace Was Never An Option recenzja okładka review coverDobrze wiedzieć i warto o tym pamiętać na przyszłość, że dla Szkotów PiS nigdy nie był opcją. U nas społeczeństwo jest głupsze, toteż widmo katolskiego szariatu pod patronatem tej pojebanej ekipy wciąż jest czymś obrzydliwie realnym. A tak już całkiem serio… Zaraz! Przecież to było jak najbardziej serio! No, to teraz też będzie serio, ale o muzyce. Na wstępie zaznaczam, że nie rozumiem fenomenu Man Must Die – nie wiem, skąd się wziął, nie mam również pojęcia, na podstawie czego został stworzony. Wszak sprawnych techniczne kapel grających melodyjny death metal — a do tego w głównej mierze sprowadza się twórczość Szkotów — jest wokół od zajebania. Kolesie mają niezły potencjał, żeby solidnie napierdalać, to pewne, ale zbyt skutecznie odstraszają mnie przejawami muzycznej schizofrenii. I to chyba nawet w większym stopniu niż Aborted — z którymi nota bene mają sporo wspólnego — z płyt numer pięć i sześć, bo nawet w obrębie jednego kawałka nie potrafią się zdecydować, czy stawiać na brutalny wypierd czy słodkie melodie. W rezultacie na Peace Was Never An Option szybkim i agresywnym (choć chwytliwym) partiom towarzyszą wpływy rozwodnionego skandynawskiego melo-death’u – jedno do drugiego pasuje jak pięść do nosa, a same przejścia między tymi stylistykami są u Man Must Die raczej skokowe. Póki panowie napieprzają na wysokich obrotach, blastując ile wlezie i pilnując technicznej strony – jestem bardzo zadowolony, słucha się tego świetnie. Znacznie gorzej robi się, gdy zespół bawi się w melodyjki jak z najgorszych płyt Kataklysm (swoją drogą, jakoś nie mogą się uwolnić od wpływu Kanadyjczyków) albo szwedzkie banały sięgające nawet nietrafionych pomysłów The Haunted. Najbardziej dobijającym przykładem jest bez wątpienia „The Price You Pay” – że im w ogóle nie wstyd grać takich żenujących popierdółek, tylko się w ten sposób marnują. Poza niezdecydowaniem, Peace Was Never An Option potrafi dobić jeszcze na dwa sposoby – po pierwsze 8-minutowym i nudnym jak diabli „The Day I Died”, a po drugie całkowitym czasem trwania płyty – Man Must Die natrzaskali aż 55 minut materiału. Gdyby okroić album do najlepszych patentów (czyli w zasadzie do samej sieczki), dużo łatwiej byłoby wysłuchać go w całości, a i moja ocena byłaby przynajmniej o punkt wyższa, bo wbrew podkreślanym na każdym kroku minusom, krążek posiada niemało atutów.


ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ManMustDie

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

11 września 2013

Man Must Die – The Human Condition [2007]

Man Must Die - The Human Condition recenzja okładka review coverDrugi krążek Szkotów nie mógł być dla nikogo, kto ma więcej niż dwa zwoje mózgowe, żadnym zaskoczeniem. Wszak po tym, co zaprezentowali na debiucie, nie mogło być najmniejszych wątpliwości co do jakości i klasy muzyków, a więc i do samej muzyki. Owszem, zdarzają się wpadki, żeby nie powiedzieć zajebania łysą grzywką o kant kuli, które skutecznie podkopują wiarę człowieka w ludzkość, jednak nic takiego w przypadku Man Must Die nie mogło się wydarzyć i się nie wydarzyło. The Human Condition pokazał, że Szkoci są w dobrej formie, mają głowy pełne pomysłów i aż ich świerzbi, by ta myśl stała się muzyką. Cały krążek jest dowodem na to, że nie zmarnowali tych kilku lat, a solidnie i z wytrwałością budowali swoją markę, szlifowali umiejętności i komponowali nowe, lepsze kawałki. Płyta utrzymana jest generalnie w stylu debiutu: jest technicznie, umiarkowanie brutalnie i z pewną dozą melodyjności, co plasuje muzykę mniej więcej na tej samej półce, co Neuraxis (co zaskoczeniem być nie może, biorąc pod uwagę brzmienie debiutu), Kataklysm, Gorod, Never i pewnie wiele, wiele innych kapel, czyli bliżej środka aniżeli jakichkolwiek ekstremów. Tu jednak leży pies pogrzebany, bowiem trzeba mieć talent, by w tej dosyć (jakby na to nie patrzyć) umiarkowanej i tradycyjnej konwencji znaleźć na tyle ciekawych riffów, nieoczekiwanych zmian tempa i starego, dobrego nakurwu, by zainteresować słuchacza na dłużej, a także nie popaść w błędne koło bezczelnego zżynania. I wydaje mi się, że chłopakom z Man Must Die udało się to wybornie. Muzyka w porównaniu do debiutu dojrzała, nieco skomplikowała się i stała bardziej monolityczna w tym sensie, że sprawia wrażenie wielkiej i wszechobecnej. Odbyło się to kosztem melodyjności, jednak nie do tego stopnia, by móc stwierdzić jakąś kolosalną różnicę pomiędzy wydawnictwami; ot, chłopaki więcej nakurwiają połamańców i zmian tempa niż uciekają się do „ładnych” melodyjek. Wraz ze spadkiem melodyjności i wzrostem techniczności, spadła nieco przebojowość, czego żałuję. Podsumowując zmiany jakie dokonały się na The Human Condition muszę jednak stwierdzić, że stało się to z wyczuciem i w zgodzie ze stylem zespołu. Muzycy robią swoje, więc nie będę się silił na epitety, realizacja i produkcja trzyma wysoki poziom debiutu, wszystko dopięte na ostatni guzik – w kilku słowach: rzetelnie i profesjonalnie podany tech death na światowym poziomie. Może jeszcze bez przełomu, może wciąż nieco zbyt zachowawczo, ale nie mam wątpliwości, że Szkoci mają jaja nagrać coś naprawdę zajebistego.


ocena: 8/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ManMustDie

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

23 marca 2010

Man Must Die – ...Start Killing [2004]

Man Must Die - ...Start Killing recenzja okładka review coverDebiut Szkotów z, bardzo wymownej w nazwie, kapeli Man Must Die można uznać za udany. Nagrany w 2004 roku krążek pod — znów wymownym — tytułem …Start Killing, przywodzi na myśl najnowsze dokonania Neuraxis. Przy czym nie można tego poczytać kapeli za złe, bowiem z dobrych wzorców czerpać warto. Skłamałbym jednak mówiąc, że album w niczym nie ustępuje tym, nagranym przez sławniejszych kolegów. Nie zmienia to jednak faktu, że słuchając …Start Killing można się, i to niejednokrotnie, ucieszyć jak dziecko. Album rozpoczyna się krótkim intro – powtarzanym jak mantra „you are all going to die” – chłopaki chyba rzeczywiście mają w planach jakieś przerzedzenie populacji, ale mnie by też wkurwiało, gdyby ciągle mi kazano posługiwać się calami, funtami i milami. Po półminutowej mantrze, w akompaniamencie krzyków i cierpień, czas na kopniaka. Tak zajebistego riffu dawno nie słyszałem – współczynniki melodyjności, mocarności i puszczalności w MTV wykręcony w kosmos. Zresztą cały album utrzymany jest w takim przebojowo melodyjnym, a jednocześnie technicznym, klimacie – stąd przyrównanie do Neuraxis. Większość kawałków utrzymana jest w raczej szybkich tempach, które tylko od czasu do czasu zwalniają, by dojść do poziomu mielenia kości; choć widać, że nie jest to dziedzina chłopaków. Ci najlepiej się czują rytmicznie i często naparzając w gary i tęgo machając cabanem. Próżno tu szukać specjalnych komplikacji i turbulencji – jest raczej zwarte i konsekwentne grzmocenie, które nie jest jednak prostackie. Podobieństwo do Neuraxis daje się także usłyszeć w specyficznym sposobie grania na gitarze i charakterystycznych przesterach. Wokalnie mamy do czynienia z growlem, który bywa urozmaicony (prawie) blackowymi skrzekami, a czasami grindowymi rzygnięciami z jelita. Czasem w chórku. Całości obrazu dopełnia przyjemnie bączący bas, który dodaje aromatu i smaku rzygowinom. Szczególnie godne polecenia są „A Lesson Once Learned”, „Severe Facial Reconstruction”, „All Shall Perish” i „Faint Figure In Black” – jest w nich wszystko: wspomniana przebojowość, porządnie wykorzystane umiejętności i fajne solówki. Jednak czym dalej w las, tym pomysłów mniej: melodie jakby cieńsze, powtarzające się patenty, kawałki ogólnie nudniejsze, co nie znaczy, że nie pojawiają się fragmenty iście powalające. Generalnie rzecz mówiąc – nie jest źle, chociaż początek obiecuje więcej. Ale jak na debiut jest wypas.


ocena: 8/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ManMustDie

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij: