Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rumunia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rumunia. Pokaż wszystkie posty

27 listopada 2022

Rotheads – Slither In Slime [2022]

Rotheads – Slither In Slime recenzja reviewPrzy okazji debiutu Rotheads nie miałem pewności, czy aby na pewno chłopaki zagrali tak, jak chcieli czy może tak, jak im wyszło i na ile starczyło funduszy. Slither In Slime rozwiewa wszystkie domysły w tym temacie – Rumunów jednoznacznie ciągnie do pierwotnego i syfiastego death metalu w europejskim stylu. Zespół dołożył starań, aby praktycznie każdy element albumu kojarzył się z demówkami circa 1989, a do pełni szczęścia zabrakło im pewnie tylko xerowanych okładek i wydania jedynie na trzeszczącej kasecie.

Początkowo odebrałem te zabiegi jako uwstecznianie się na siłę i sztukę dla sztuki, trochę na zasadzie cepelii, jednak z każdym kolejnym przesłuchaniem byłem coraz bardziej na tak – Slither In Slime zdecydowanie zyskuje po bliższym poznaniu. Rotheads całkiem dobrze wychodzi składanie do kupy rozbudowanych utworów, które przywołują klimat nagrań sprzed ponad trzech dekad, ale nie są jedynie ich marną kopią. Podstawowa różnica dotyczy rzecz jasna zaplecza technicznego muzyków, z którego robią niezły użytek. Rumuni nie udają, że mają problemy z obsługą instrumentów, bo w każdym kawałku wcisnęli więcej motywów, niż młody Johnny Hedlund byłby w stanie sobie wyobrazić.

Slither In Slime nie jest także kopią debiutu, mimo iż objętościowo są niemal identyczne. Na „Sewer Fiends” dominowały wpływy kapel amerykańskich, tym razem głównych źródeł inspiracji Rotheads należy szukać w północnej Europie, zwłaszcza w Finlandii i Szwecji. Najlepiej to słychać w melodiach, podejściu do zwolnień, riffowaniu (w tym pod Unleashed!) oraz specyficznym balansie między brutalnością a klimatem, który był czymś charakterystycznym dla Convulse, Funebre i Purtenance. Muzyce w pierwotnym (ale pozbawionym pierwiastka chaosu) stylu towarzyszy odpowiednio pierwotne brzmienie – surowe, przytłumione i z dużym pogłosem. Produkcja jest spójna i przemyślana (solówki nie są już tak wyeksponowane, jak na debiucie), choć pod względem czytelności wypada tak se i dla niektórych może być barierą nie do przejścia.

Nie mam pojęcia, czy Slither In Slime wywoła podobny hajp co „Sewer Fiends”, ale raczej nie nastawiałbym się na pierwszą dziesiątkę listy Billboardu. Materiał Rotheads trzyma dobry poziom i słucha się go naprawdę przyjemnie, jednak ze względu na — z braku lepszego określenia — wysoki próg wejścia, początkowo może nawet odrzucać. Cóż, potraktujcie ten krążek jako test na własną oldskulowość.


ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: /www.facebook.com/rotheads/

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

10 kwietnia 2019

Rotheads – Sewer Fiends [2018]

Rotheads - Sewer Fiends recenzja reviewSewer Fiends to sensacyjny debiut z Rumunii. Debiut się zgadza, Rumunia także, ale z tą sensacją to co najmniej gruba przesada. Owszem — i temu nie można zaprzeczyć — krążka słucha się całkiem przyjemnie, sam poświęciłem mu sporo czasu, jednak do opadu kopary nie doszło ani za pierwszym ani za setnym przesłuchaniem. Może to moja wina, że jestem nieczuły na ich wdzięki, a może po prostu w oldskulowym graniu zrobiła się już zbyt duża konkurencja? Nie ważne. Rotheads przenosi nas w czasie do momentu, kiedy death metal dopiero nabierał kształtu i rozpędu, więc na Sewer Fiends nie uświadczymy ultratechnicznych łamańców, bezlitosnych blastów czy krystalicznie czystej produkcji. Krążek zawiera starą muzykę i brzmi odpowiednio po staremu, choć akurat nie wiem, na ile był to intencjonalny zabieg, a na ile kwestia skromnych funduszy (zerknijcie na ich sprzęt…). Załóżmy jednak, że chłopakom od początku chodziło o czytelny acz przysyfiony sound (w tym ten piękny pogłos w solówkach). Taki, który pasuje do muzyki korzeniami tkwiącej w Autopsy („Severed Survival”), Death („Leprosy”), Obituary („Slowly We Rot”), Asphyx („Embrace The Death”) czy Incantation („Onward To Golgotha”), że wymienię tylko kilku klasyków, od których Rotheads czerpią oczywiste inspiracje. Jeśli chodzi o klimat, to o powiewach świeżości należy zapomnieć, natomiast stęchlizna pełnej martwych szczurów piwnicy unosi się nad Sewer Fiends cały czas i jest to jeden z głównych atutów krążka. Nie znaczy to jednak, że Rumuni proponują jakąś prymitywną, opartą na dwóch riffach łupankę. W tych siedmiu utworach doskonale słychać, że muzycy poświęcili dużo czasu zarówno pracy nad warsztatem jak i nad aranżacjami – materiał jest przemyślany, stosunkowo urozmaicony (szczególnie jedenastominutowy „The Mad Oracle Of Seweropolis”) i całkiem miło się wkręca, ale nie na tyle, żeby paść przed nim na kolana. Przynajmniej dla mnie to ciągle za mało. Niemniej doceniam wysiłki Rotheads i na pewno będę miał na nich oku w przyszłości.


ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: /www.facebook.com/rotheads/

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

12 marca 2019

Spectral – Neural Correlates Of Hate [2018]

Spectral - Neural Correlates Of Hate recenzja okładka review coverRok 2018 upłyną nam w kraju pod znakiem nieco na siłę nakręcanego hype’u na punkcie Rotheads. Kwartet z Bukaresztu odpowiedzialny za „Sewer Fiends” szybko urósł do rangi objawienia, jednak na mnie znacznie większe wrażenie zrobił inny, ciut starszy debiutant z rumuńskiej ziemi – Spectral. W ciągu 15 lat (sic!) działalności przez skład tego zespołu przewinęło się kilka mniej lub bardziej znanych postaci, więc na Neural Correlates Of Hate siłą rzeczy słychać spore doświadczenie, nienaganną technikę oraz — i to akurat jest ciekawe — pomysły od dawna już nieobecnych członków. Utwory na potrzeby krążka powstawały na przestrzeni ostatniej dekady (co najmniej!), stąd też nie powalają oryginalnością czy natłokiem innowacyjnych rozwiązań, ale są zajebiście solidnie dopracowane (co nie powinno dziwić), brzmią zaskakująco świeżo i szybko zapadają w pamięć, głównie ze względu na dynamiczne struktury, dobre melodie i mnogość wypieszczonych solówek. Swoją drogą tak bardzo rozciągnięty w czasie proces twórczy wyszedł zespołowi na dobre, bo właśnie dzięki temu Spectral szczęśliwie rozminęli się z popularnymi ostatnio tendencjami do przedkładania progresywnych plumkań nad czystą brutalność. Na krążku nie znajdziecie astralnych klimacików (aczkolwiek kosmicznego przebierania paluchami nie brakuje), czystych wokali czy symfonicznych wtrąceń. Neural Correlates Of Hate to konkretne dopieprzanie w szybkich tempach oraz dowód na to, że w technicznym death metalu można jeszcze komponować muzykę, której duża złożoność (mamy tu dwa ośmiominutowe kolosy) nie zabija czytelności i nie wpływa negatywnie na jej odbiór. To dlatego fani porządnego wymiatania spod znaku Necrophagist (w Spectral popyla ich ostatni perkman, Romain Goulon), Spawn Of Possession, Obscura i Ophidian I powinni bez chwili wahania sięgnąć po Neural Correlates Of Hate – materiał chwyta od pierwszego przesłuchania i długo nie pozwala się od siebie uwolnić. Jako ciekawostkę (a być może i wabik) dorzucę, że album ubarwili swoimi solówkami Calin Paraschiv (Necrovile, teraz także Pestilence) oraz wszędobylski Christian Münzner. Jednak nawet bez ich udziału krążek niewiele by stracił, bo mamy tu prawie trzy kwadranse atrakcyjnego death metalu.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/SpectralOfficial/

podobne płyty:

Udostępnij:

29 marca 2014

Illuminati – The Core [2013]

Illuminati - The Core recenzja okładka review coverKto by pomyślał, że nieznanej nikomu formacji Illuminati uda się zaprosić do gościnnego udziału w debiucie taką plejadę gwiazd. Na nagranie stawili się frontmani (głównie) takich zespołów jak Atheist, Pestilence, Gorguts, Cynic, a także Nocturnus oraz Martyr. Toteż patrząc na dobór idę o zakład, że gdyby żył Chuck, także i on otrzymałby zaproszenie. Ciekawostką, ale i pokazaniem klasy, było natomiast olanie Masvidala (a może się nie zgodził) i zastąpienie go Tymonem Kruidenierem. Brawo chłopaki – elegancko i bardzo wymownie. Trudno się temu dziwić, bowiem Masvidal od jakiegoś czasu zachowuje się tak, jakby chciał wziąć udział w Idolu albo innym show pokroju Mam Talent. Tymczasem album to żadne tam pitu pitu, tylko rasowy death/fusion w najlepszym wydaniu, a do takiej konfiguracji Paul przestał się nadawać. "The Core" to dwanaście kawałków, z czego nieparzyste to utwory per se metalowe, po jednym na każdego z gości, zaś parzyste – głównie instrumentalne miniatury. O ile te głównie instrumentalne dobrze pasują do wydawnictwa, bo stanowią chwilę wytchnienia oraz wprowadzają nieco orientalnego (w ogólnym słowa znaczeniu) klimatu, o tyle te bardziej wokalne, to generalnie porażka. Czy wspomniałem już, że Illuminati to zespół z Rumunii? Nie wiem, jaki cel przyświecał muzykom, ale te pogaduszki po rumuńsku (hmm, niby nic złego nie napisałem, a czuję się jakbym zwyzywał kogoś od kurew, złodziei i kleru) są zupełnie bez sensu, bo o zrozumieniu, o czym gadają nawet nie ma co marzyć. Na szczęście nie ma tego wiele, a od biedy można przecież kawałek przeskoczyć. Natomiast właściwe utwory to zupełnie inna bajka. Całość krążka brzmi jak wypadkowa stylów zaproszonych gwiazd, więc jest cacy w chuj, z bardziej wyraźnymi akcentami rodzimych formacji dla każdego z gości. Tak więc Shaefer ma więcej z Atheist, zaś Lemay z Gorguts. Nie jest to jakaś ścisła zależność, ale generalnie oddaje zmieniające się style z ich niepowtarzalnymi niuansami. I tak jak pokazali muzycy klasę olewając Masvidala, jeszcze większą pokazali, kiedy za główny styl obrali właśnie Cynica. I to nie tylko z czasów "Focusa", ale także tych późniejszych, czym udowodnili, o czym pisałem przy okazji recenzji "Traced…", że problemem nie jest muzyka, tylko niemiłosiernie męczące i kiepskie wokalizy Paula. Da się z Cynica ponownie zrobić naprawdę solidny death/fusion, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, trzeba się tylko pozbyć wokalisty. Jednak "The Core" ma także drugą, nieco mniej jasną, stronę, a mianowicie – brak większych, żeby nie napisać jakichkolwiek, nowości. Słychać, że dla muzyków nie ma rzeczy niemożliwych, lepiej niż genialnie wyłapują i interpretują style formacji swoich gości, ale brakuje trochę wkładu własnego. Wierzę jednak, że przy takim warsztacie i takim wietrze w żagle, na pewno, przy okazji kolejnych wydawnictw, zaproponują coś oryginalnego, świeżego, coś, co nie będzie "tylko" wariacją na temat. Do tego jednak czasu, z chęcią będę wracał do "The Core" bo, zaiste, jest to kawał pierwszoligowego materiału.


ocena: 8/10
deaf
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/1llum1n4t1
Udostępnij: