Kroniki człowieka wkurwionego, czyli innymi słowy Strapping Young Lad. Devin Townsend pierwotnie powołał do życia ten projekt tylko po to, żeby przelać na dźwięki swoje frustracje związane z wcześniejszymi doświadczeniami z muzycznym biznesem i przekazać światu prosty komunikat: I fucking hate you.... I fucking hate you.... I fucking hate you.... I tak, kurwa, do zajebania. Heavy As A Really Heavy Thing to niemalże strumień świadomości (albo braku świadomości), kupa przedziwnego hałasu, w której przynależność gatunkowa jest najmniej ważna. Jak to przyznał sam Devin: nie liczyły się kompozycje, lecz intensywność, klimat i poczucie humoru.
Heavy As A Really Heavy Thing to bezkompromisowy zlepek wszystkiego, co tylko autorowi wpadło do głowy – muzyka poskładana bez specjalnej dbałości o spójność, czytelność czy ogólny sens. Jeśli gdzieś z tego chaosu wyłania się coś na kształt utworu, to wyłącznie zasługa przypadku. Absurdalna różnorodność (w tym również wokalna) nawet w obrębie jednego kawałka sprawia, że trudno tu wskazać element, który mógłby spajać całość i trzymać ją w ryzach. Takie podejście do tematu skutkuje tym, że słuchacz ma twardy orzech do zgryzienia. Zaakceptować taką wizję? A może olać z góry na dół? Albo pójść nad Wisłę i zmarszczyć Freda? To w zasadzie nieistotne, bo nieistotny jest sam odbiorca – w końcu to w niego są wycelowane gołe poślady Devina we wkładce.
Debiut Strapping Young Lad można traktować jak kompilację pomysłów, mniej lub bardziej artystyczny eksperyment i dlatego w momencie wydania trudno było prorokować, w jakim kierunku to pojebaństwo się rozwinie. O ile się rozwinie. Jak się okazało, spuszczenie z siebie ciśnienia zrobiło Townsendowi dobrze i kolejne materiały Strapping Young Lad są tego doskonałym potwierdzeniem. Zaś co do tej płyty, cóż, dla mnie Heavy As A Really Heavy Thing nie składa się z utworów, a z fragmentów — raz lepszych, raz gorszych — które są dopiero zapowiedzią czegoś... większego. Stąd i ocena taka se.
ocena: 6,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Strapping-Young-Lad-29338818912/
Na wstępie wyjaśnijmy sobie jedną kwestię, która może mieć duży wpływ na to, czy ktoś w ogóle zaryzykuje kontakt z muzyką Fractal Generator. Zespół na jakimś — zgaduję, że dość wczesnym — etapie dorobił się bowiem etykiety „experimental black/death/grindcore”, która z niewiadomych względów ciągnie się za nim do dzisiaj. Tymczasem ani debiutancki „Apotheosynthesis” ani Macrocosmos tak rozbudowanego opisu nie potrzebują; to po prostu death metal z niewielkim dodatkiem elektroniki – nic, czego można by się bać. Nie bójcie się zatem i śmiało sięgajcie po płyty Kanadyjczyków, bo to naprawdę solidne granie.
Kat po wydaniu
Pamiętacie Abiotic? Pewnie nie. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, wszak sam zespół już w pierwszych minutach debiutu robił wszystko, żeby o nim jak najszybciej zapomnieć. Ta spektakularna porażka A&R Metal Blade wydaliła dwie kompletnie nieudane, drętwe i fatalnie przyjęte płyty, po czym, ku radości słuchaczy, zapadła się pod ziemię. Do czasu. W 2018 roku Amerykanie postanowili zebrać się do kupy, by jeszcze raz spróbować szczęścia. Co ciekawe, ludzie z The Artisan Era dostrzegli w nich jakiś potencjał i włączyli do swej techniczno-progresywnej trzódki. Wygłupili się?


