4 lipca 2025

Witchmaster – Masochistic Devil Worship [2002]

Witchmaster - Masochistic Devil Worship recenzja reviewDebiut Witchmaster, choć naprawdę klawy i chwytający za jaja, nie został należycie doceniony, zaś sam zespół potraktowano z przymrużeniem oka – bardziej jako skandalizującą ciekawostkę przyrodniczą, niż kapelę z krwi i kości. Sytuacja uległa zmianie, gdy w ramach gruntownej przebudowy składu za perkusją zasiadł niejaki Inferno. Nagle okazało się, że Witchmaster to czołówka polskiej ekstremy i najprawdziwszy kult, a „Masochistic Devil Worship” to wzór, jak napierdalać ku chwale Szatana. Ze skrajności w skrajność… Jak zwykle w takich przypadkach, na dalszy plan zeszła muzyka. Muzyka, która wcale nie przeszła aż tak wielkiej metamorfozy, jak to wszędzie sugerowano.

Pewne różnice między „Violence & Blasphemy” a Masochistic Devil Worship — czy to na plus, czy minus — oczywiście występują, ale absolutnie nie ma mowy o przepaści między tymi materiałami, zaś doszukiwanie się w dwójce nowej jakości to już gruba przesada. Raz, że Witchmaster na wczesnym etapie dorobił się dość rozpoznawalnego stylu, który wciąż jest tu mocno wyczuwalny, a dwa, że wszystkie zmiany, do jakich doszło w między tymi płytami, są naturalne i łatwe do uzasadnienia – choćby upływającym czasem i nowymi ludźmi.

Jak niektórzy pewnie się orientują, spora część kawałków na debiucie w momencie wydania płyty była już leciwa (za to solidnie ograna), czego odzwierciedleniem były ich klasyczne struktury, thrash’owa melodyka oraz, co najważniejsze, zajebisty oldskulowy feeling, dzięki któremu krążek wciągało się nosem. Dwójka pod tym względem wygląda inaczej: jest świeższa, a przy tym bardziej dzika, niechlujna, brutalna (choć Inferno bębni oszczędniej, niż w Azarath czy Behemoth), ordynarna, spontaniczna i nieprzewidywalna. Nie znaczy to jednak, że Masochistic Devil Worship słabuje pod względem chwytliwości (bo to chwytliwość innego typu) albo nie zawiera numerów charakterystycznych dla „Violence & Blasphemy” (najbliższe są mu „Fuck Off And Die” i „Transgression”).

Z muzyką zawartą na Masochistic Devil Worship nie mam żadnych problemów (oprócz coverów Sarcófago i Sodom – oba niepotrzebne) i wchodzi mi naprawdę dobrze, jednak wokale… wokale to już nie ten poziom patologii, co na „Violence & Blasphemy”. Są numery, jak „Obediance” czy tytułowy, kiedy Geryon i Bastis dają popalić, ale niestety przez większość czasu w ich partiach brakuje większego szaleństwa. Może to kwestia ekspresowej sesji, może słabszych aranżacji, a może małej ilości używek – mogę tylko zgadywać. Wiem natomiast, że z Rejash’em byłoby lepiej.

Witchmaster udowodnił na Masochistic Devil Worship, że jest zespołem z charakterem, robiącym wszystko po swojemu i lejącym na oczekiwania potencjalnych odbiorców – to właśnie dla nich przygotował wielce wymowny „Fuck Off And Die”.


ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/WitchmasterBand/

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz