20 września 2023

Marduk – Memento Mori [2023]

Marduk - Memento Mori recenzja review Reputacja Szwedów należy do tych z szyldem „legendarni”. Myślę, że nawet osoby, które nie słuchają black metalu doskonale sobie zdają sprawę czym jest Marduk. A jest on pierdolnięciem i bluźnierstwem bez brania jeńców (w wielkim skrócie). Jednakże, jak chyba każdy zespół z tak długim stażem, musi mieć swoje gorsze wydawnictwa. A Memento Mori to już 15 dzieło siewców szataństwa, tak więc jest co świętować. Albo może wcale nie ma czego celebrować? Poprzedni album „Viktoria” dla mnie osobiście zwycięstwem nie był. Posłuchajmy zatem czy będziemy pamiętać o śmierci czy raczej z pamięci nam ten album, najzwyczajniej w świecie, zniknie. Przekonajmy się!

Dostajemy 10 utworów zmieszczonych w 41 minutach, tak więc jest przyzwoicie.

Album otwiera tytułowy kawałek. Jako wstępniak mogę powiedzieć, że miło łechca nasze uszy. Klimatycznie i brutalnie zarazem. Przyjemne prądy popłynęły wzdłuż kręgosłupa, co było bardzo dobrą zapowiedzią dalszej mardukowej chłosty. Następny „Heart of the Funeral” kontynuuje wątek muzyczny zwłaszcza z naciskiem na brutalność. „Blood of the Funeral” również przywita nas pięścią w twarz, ale jednak choć na chwilę zwolni tempo. Podkreślam „na chwilę”, gdyż szybko nasze bębenki uszne dostaną konkretną serię nakurwu. Warto zaznaczyć, że użyto w tym utworze czegoś w rodzaju trąb (jerychońskich?), co ciekawie komponuje się z przekazem zagłady i śmierci. Fajne urozmaicenie praktycznie najdłuższego kawałka (kilka sekund ponad 5 minut). Następny w kolejce to również 5-minutowy „Shovel Beats Sceptre”. I przyznam, że jest to najnudniejszy oraz niezbyt ciekawy kawałek. Również teledysk jest… no taki se. Delikatnie mówiąc. Można go uznać za klimatyczny, ale ja traktuję go jako przerwę dla bębniarza Simona. „Charlatan” powraca na drogę łomotu, choć z ewidentnymi zwolnieniami. I zasadniczo cała płyta utrzymana jest już w tym tonie. Jedynie „Year of the Maggot” przywita nas… ambientowym czymś oraz zamykający krążek „As We Are”, który zdecydowanie zwolni tempo. Schemat – pierdolnięcie na dzień dobry, uspokojenie, pierdolnięcie na do widzenia będzie tutaj najczęściej użyty. Czy jest w tym coś złego? Nie w wypadku Marduka. Ba, właśnie czegoś takiego bym się po Szwedach spodziewał.

Podsumowując. Obawiałem się o ten album. Obawiałem się, że granica między Mardukiem, a innym zespołem wokalisty Mortuusa, Funeral Mist, rozmyje się. Tak jak stało się to w przypadku Mgły/Kriegsmaschine, Infernal War/Voidhanger, czy Massemord/Furia. I nie da się ukryć, że czuć wpływy Funeral Mist, ale nie wysuwają się one na pierwszy plan i pomylenie kapel nam tutaj nie grozi. Wiadomo, że to Marduk. Mogę się jedynie przyczepić do produkcji lub masteringu, że bębny brzmią dla mnie jakoś… pusto? Nie czuć tego soczystego pierdolnięcia. Aż sprawdziłem, czy w ustawieniach wszystko ok, ale było w porządku. Niemniej, jest to album, o którym będę pamiętał. Może nie na łożu śmierci, ale przynajmniej to „memento” za życia będzie.


ocena: 7,5/10
Lukas
oficjalna strona: www.marduk.nu

inne płyty tego wykonawcy:




Udostępnij:

4 komentarze:

  1. Sentyment do Marduczka zawsze będzie. Oni mają w sumie dwa rodzaje płyt: albo w stylu Panzer Division Marduk, czyli szybka rzeź, albo w stylu La Grande Danse Macabre, czyli próby wyłamywania się z poza schematów. I miałem okresy, gdzie kompletnie lałem na Marduka, ale ostatecznie, to nie taki diabeł straszny jak go malują. Z tego co widzę, fizyczne wersje na razie idą tylko w jakiś specjalnych digibookowych edycjach? Bo ceny są dość wysokie.

    Marduk chyba też pobił rekordy jeśli chodzi o ilość re-edycji ich materiałów z różnymi wersjami okładek, bonusów (albo ich braku) itp itd. Nie mówiąc już o ich sławetnych demkach, epkach, singlach itp itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Marduk jest niemal od początku metalowania i tak już zostanie. A i owszem, re-edycji, wznowień, epek i innych cudów jest co niemiara. No ale jaka wytwórnia taka dojna krowa, a z Marduka jest co ciągnąć. Na tej płycie japońce dostają utwór bonus - Psalm 156.
      Co do edycji fizycznej owszem, jest to digibook (bardzo ładny i konkretny muszę dodać stąd też ta cena).

      Usuń
  2. Z tego, co widzę, to jakoś nikomu, kto słucha Marduka dłużej niż tydzień, "Viktoria" się nie spodobała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic dziwnego. Z tym albumem jest jak z połówką na dwóch, przeleci przez Ciebie migiem i nic nie poczujesz.

      Usuń