Noż kurwa… Jeszcze nie tak dawno temu byłem skłonny słać wnioski do fińskiego Ministerstwa Kultury Czy-Co-Tam-Oni-Mają, żeby przyznali Purtenance jakiś wypasiony order za bycie najbardziej konsekwentnym i niezłomnym deathmetalowym zespołem w dziejach kraju, a tu dupa. Pojawił się The Rot Within Us i cały mój entuzjazm dla działalności na rzecz społeczności międzynarodowej uleciał w cholerę. Trzej Finowie i ich nepalski kolega nagrali płytę zatrważająco słabą, a już na pewno pod każdym względem gorszą od poprzedniej.
Zupełnie nie mam pojęcia, co się stało w wydawniczym międzyczasie, ale z mojej perspektywy Purtenance cofnęli się w rozwoju. Kolejne krążki zespołu nie różniły się może jakoś bardzo między sobą, jednak były dobre i na tyle wyraziste, że nie dało się ich pomylić – za każdym razem Finowie serwowali znajome dźwięki, bez śladu innowacji, a mimo to potrafili je fajnie urozmaicić. Na The Rot Within Us również skorzystali ze wszystkich firmowych patentów, tylko nie dociągnęli ich do swojego zwyczajowego poziomu, co jest o tyle smutne, że ten materiał po odpowiednim liftingu mógłby się nieźle bronić.
Tymczasem jako tako bronią się jedynie co szybsze fragmenty („Mystic Sacrifice”, „Solemn Presence Of Death”, „An Invisible Master” czy „Nekromantik Spiritualism”), których wcale nie ma na tyle dużo, żeby znacząco podnieść ocenę całości. Reszta to Purtenance w takiej rozlazłej, zabiedzonej i hmm… zadziwiająco nieporadnej wersji oraz okazjonalne odjazdy w dość nieprzewidywalnych i niepasujących do stylu kapeli kierunkach. Ot choćby „Nekromantik Spiritualism” podlatuje miejscami Dismember z „Massive Killing Capacity”, zaś początek „Unseen Sphere Of Realities” to jak parodia/podróbka starego Candlemass. Pewnie się nie znam, ale mi to jakoś nie siedzi. Podobnie sprawa ma się z przeciętnym brzmieniem oraz wybuczanymi bez przekonania wokalami, które zostały stanowczo zbyt mocno wyeksponowane w miksie.
The Rot Within Us zawodzi na wielu polach i tym samym powoduje gorzki niesmak. Czy tak ma wyglądać któryś z kolei album doświadczonego zespołu? W dodatku zespołu, którego krążki kupowało się w ciemno? Oby to był tylko wypadek przy pracy, bo inaczej Purtenance zamieni się w bardzo niepewną inwestycję.
ocena: 5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/Purtenance
Młody człowiek bywa czasem bardzo powierzchowny – jako gówniak, będąc wielkim fanem malarstwa niejakiego Dana Seagrave’a, obczajałem każdą płytę, której okładkę Pan Dan ozdabiał swoim niezwykłym talentem. I tak natrafiłem na Hydra Vein, której After the Dream jest notabene jedną z jego najwcześniejszych prac. Nie należy oczywiście oceniać książki po okładce, ale nie oszukujmy się, dobra oprawa potrafi nieraz wpłynąć na nasz wybór zabójcy czasu.
Realms Of The Ungodly to smutny dowód na to, że nawet wzorując się na najlepszych, robiąc wszystko zgodnie z arkanami sztuki i mając naprawdę niezły potencjał, można nie wyjść ponad przeciętność. Druga płyta Condemned to szybki i brutalny death metal poskładany z oczywistych wpływów Defeated Sanity, Disgorge i Dying Fetus – sprawnie zagrany i profesjonalnie wyprodukowany, ale ze względu na zerową tożsamość – ulatniający się z głowy w kilka sekund po wybrzmieniu ostatniego kawałka.
Legendarny włoski Necrodeath można zaliczyć do tzw. „pionierów” gatunku zwanego Death Metalem, choć w ich przypadku chciałoby się rzec, że Black/Thrash. Niezależnie od tego jak chcemy się jednak zapatrywać, jest to klasyczne podejście do grania, hołdujące epoce lat ’80, niżli nowszym trendom.
Częstotliwość z jaką ukazywały się kolejne materiały Autopsy po reaktywacji oraz ich bardzo wysoka jakość musiały budzić uznanie – wszak wśród weteranów nie ma wielu, których stać na hurtowe trzaskanie płyt praktycznie nieustępujących ich klasycznym dokonaniom. Wieku jednak nie można oszukać, więc i Amerykanie nie mogli takiego tempa utrzymywać w nieskończoność, kiedyś musieli odpocząć – ten odpoczynek po prostu im się należał. Niestety, w pewnym momencie przerwa po „Puncturing The Grotesque” zaczęła się niepokojąco przeciągać i nawet rzucona fanom koncertówka „Live In Chicago” nie ucięła pytań o nowy album.
Reputacja Szwedów należy do tych z szyldem „legendarni”. Myślę, że nawet osoby, które nie słuchają black metalu doskonale sobie zdają sprawę czym jest Marduk. A jest on pierdolnięciem i bluźnierstwem bez brania jeńców (w wielkim skrócie). Jednakże, jak chyba każdy zespół z tak długim stażem, musi mieć swoje gorsze wydawnictwa. A Memento Mori to już 15 dzieło siewców szataństwa, tak więc jest co świętować. Albo może wcale nie ma czego celebrować? Poprzedni album „Viktoria” dla mnie osobiście zwycięstwem nie był. Posłuchajmy zatem czy będziemy pamiętać o śmierci czy raczej z pamięci nam ten album, najzwyczajniej w świecie, zniknie. Przekonajmy się!
Mam chyba jakąś szemraną wersję (prawdopodobnie bootleg), bo żadnego logo wytwórni, kodu kreskowego, informacji. Są jednak zdjęcia, grafiki, liryki, więc chciałoby się złośliwie rzec, że w sumie wydane lepiej, niż jakbym kupił oficjalną wersję od Cogumelo Records. Jeśli jednak jest to faktycznie pirat, to prawdopodobnie powstał on dlatego, że jest duże zapotrzebowanie na ten album.
Niezależnie od tego, czy radykalna zmiana stylu i tematyki była u Anarkhon podyktowana pogonią za koniunkturą na obskurne dźwięki, czy nie, w moich oczach i uszach zespół dobrze na niej wyszedł, a piąty w ich dorobku krążek Obiasot Dwybat Ptnotun jest tego znakomitym potwierdzeniem. Co istotne, nowy album Brazylijczyków nie jest jedynie oczywistym i bezpośrednim rozwinięciem i tak już niezwykle udanego „Phantasmagorical Personification Of The Death Temple”, a pewnym krokiem naprzód ku jeszcze bardziej smolistemu graniu. Fakt, w tej chwili może i niezbyt oryginalnemu, ale podanemu na naprawdę wysokim poziomie.
W przypadku obskurnych, trzecioligowych grup zazwyczaj się hołubi ich debiut i zlewa resztę dyskografii. Avulsion jest jednym z tych rzadszych okazów, gdzie sequel nauczył się na błędach jedynki i poprawił swoją formułę.
Hideous Divinity to dziecko gitarzysty Enrico Schettino, który po opuszczeniu Hour Of Penance postanowił, już na własnych zasadach, kontynuować zabawę w deathmetalowe hałasy. Do pomocy dobrał sobie ówczesnego perkusistę Hour Of Penance oraz wokalmena znanego z… właściwie niczego konkretnego. W tym składzie zespół dorobił się zaledwie jednej demówki, bo zaraz po jej nagraniu zaczęły się typowe dla włoskich kapel przetasowania na wszystkich możliwych pozycjach. Po ustabilizowaniu sytuacji Włosi weszli do 16th Cellar w Rzymie i nagrali debiutancki Obeisance Rising, który zawiera…


