Biorąc do ręki Live In Chicago, spodziewałem się czegoś w rodzaju podsumowania jedenastu bardzo owocnych lat Autopsy od powrotu na scenę w 2009, bo i było co podsumowywać – trzy porządne płyty i tyleż samo równie udanych epek. Tymczasem tracklista albumu wygląda zaskakująco – jak mokry sen każdego wielbiciela staroci: cztery kawałki z „Mental Funeral”, jeden z „Acts Of The Unspeakable” i aż dziewięć z kultowego „Severed Survival”! No, kurwa, debestof jak się patrzy, w dodatku taki, o którym można napisać, że praktycznie wyczerpuje temat… A to i tak nie wszystko, co przygotowali Amerykanie.
Pierwsza w stu procentach oficjalna i wcześniej zaplanowana koncertówka Autopsy przynosi nam 18 kawałków syfiastego death metalu w bardzo charakterystycznym dla ekipy Reiferta stylu – z jednej strony prymitywnego i obleśnego, a z drugiej precyzyjnie odegranego i niesłychanie chwytliwego. Jako, że zespół skupił się na dwóch najstarszych płytach, mamy tu takie cudeńka jak „Ridden With Disease”, „Charred Remains”, „Twisted Mass Of Burnt Decay”, „Fleshcrawl” czy „Gasping For Air”. To cieszy, sam bym się pewnie obsrał z radości na widok takiej setlisty, aaale wydaje mi się, że te współczesne materiały również powinny mieć przyzwoitą reprezentację, bo w pełni na to zasługują. Niestety, z nowych rzeczy panowie zagrali tylko „Arch Cadaver” i „Burial” oraz… „Maggots In The Mirror”, który później trafił na „Morbidity Triumphant”. Nie mam wątpliwości, że gdyby tak zapodali pełną wersją „Sadistic Gratification”, obsrałbym się bardziej.
Pierwotnie pomysł na tę koncerówkę wyglądał ponoć jak w przypadku Obituary i ich „Ten Thousand Ways To Die”, czyli taki ulepek: po jednym kawałku z każdego występu na trasie. Plany uległy zmianie w Chicago, gdzie Autopsy wraz z Cianide, Molder i Professor Black (!) wyprzedali klub Reggies i było tak zajebiście, że ohoho, jejciu jejciu i łzy wzruszenia. No i cóż… po tym, co słychać na Live In Chicago, warunki lokalowo–sprzętowe oceniam jako dobre, ale publikę… eh. Ktoś tam krzyczy, ktoś tam gwiżdże, tylko wszystko to takie niemrawe, jak na wiejskim festynie, a nie święcie metalu. Reifert komplementuje ludzi jako „fucking amazing”, ale nie wiem, ile w tym powagi, a ile sarkazmu. W Polsce fani zagłuszyliby zespół.
Live In Chicago na pewno nie można zaliczyć do wybitnych czy wyróżniających się koncertówek, co nie zmienia faktu, że miłośnikom Autopsy (zwłaszcza tym starszym) powinna sprawić dużo radości. Materiał brzmi naprawdę dobrze, zespół imponuje wysoką formą, a dobór kawałków to piękny ukłon w stronę oddanej publiki. Przy okazji to ostatnie wydawnictwo, na którym pojawia się basista Joe Allen.
ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/pages/Autopsy-Official/162194133792668
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz