22 marca 2010

Behemoth – The Apostasy [2007]

Behemoth - The Apostasy recenzja okładka review coverBehemoth coraz skuteczniej pnie się do góry w metalowej hierarchii, krąg fanów staje się coraz większy, a sukces goni sukces. Nie inaczej jest w przypadku The Apostasy – krążek bowiem potwierdza wysoką formę zespołu. Album rozpoczyna się od wojennych rytmów, które przechodzą w „Slaying The Prophets Ov Isa” – jeden z lepszych kawałków na krążku, potwierdzający, że motyw z intra nie był przypadkiem. The Apostasy to rozgrywana w różnorodnych tempach intensywna death metalowa wojna. Jak więc nietrudno się domyśleć, już same harce Inferna za garami pokazują, że mamy do czynienia z graniem nie aż tak jednolitym i „zbitym” jak na „Demigod”, za to dużo bardziej czytelnym i przyjemnym w odbiorze. Do tego dochodzi garść świeżych patentów dotąd nie stosowanych w muzyce Behemoth. Mam tu na myśli szczególnie partie chóralne (całkiem nieźle zbalansowane) i udział instrumentów dętych. Takie, w sumie proste, zabiegi uczyniły ten deathowy wyziew czymś bardziej podniosłym i wyszukanym, a to — było nie było — krok w kierunku czegoś oryginalnego. Jednak Behemoth to nie drugi Therion (jeszcze, hehe), więc na płycie dominuje brutalne, techniczne granie z ciekawie rozwiązanymi melodycznymi partiami, ozdobione mocnym, wyraźnym wokalem Nergala. Fakt, że przez większość czasu dominuje mordercze tempo, ale całość nie sprowadza się do młócki na jedno kopyto, bo kawałki bez problemu można od siebie odróżnić, zresztą pomaga w tym ich spora chwytliwość. Doskonale świadczą o tym „Christgrinding Avenue” (główny motyw to prawdziwe cudeńko), „Arcana Hereticae” (dęciaki!), „Pazuzu” (cholernie zgrabne riffowanie) i „Be Without Fear” (fajne majaczące w tle melodie). Nieco zastanawiający jest dla mnie udział Leszka Możdżera w „Inner Sanctum”, bo gra tyle co nic, a po tej klasy wypierdalace spodziewałem się jakichś kosmicznych zagrywek i jazzowego szaleństwa. Oj szkoda, że nie wykorzystali takiego potencjału, bo mogło być genialnie. Chyba, że płacili mu od nuty… Wreeeszcie nie mam zastrzeżeń do brzmienia, które w kooońcu osiągnęło odpowiednią, pasującą do zespołu moc. Produkcja na światowym poziomie sprawia, że wizytę w Szwecji u Daniela Bergstranda można uznać za opłacalną. Po kilkudziesięciu przesłuchaniach The Apostasy jawi mi się jako najlepszy i najbardziej interesujący dotychczasowy materiał Behemoth, i ta opinia pewnie jeszcze długo się utrzyma. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak szczerze polecić wam ten album.


ocena: 9/10
demo
oficjalna strona: www.behemoth.pl

inne płyty tego wykonawcy:






Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Z perspektywy czasu bardziej chyba przejściowy album. Przyznam też, że ostatnia rzecz jaką słuchałem od behemotha, bo zaraz potem straciłem nimi zainteresowanie. Zresztą to był chyba początek tego okresu, kiedy darski więcej czasu poświęcał lansowaniu się niż muzyce

    OdpowiedzUsuń