Mamy przynajmniej kilka kapel z przełomu lat 80. i 90., które dorobiły się u nas kultowego statusu i których nagrania do dziś są wspominane z łezką w oku. Wśród tych nazw często wymienia się również Betrayer, choć w mojej ocenie – zdecydowanie na wyrost. Zespół zaczynał przygodę z metalem w 1989 od thrash’u, a już dwa lata później, po obowiązkowej radykalizacji muzycznej, wydał demówkę „Necronomical Exmortis”, dzięki której wyrósł na nadzieję polskiej sceny death. Jednak pomimo dużego ciśnienia ze strony fanów na swój debiut kazał czekać aż do 1994, kiedy nakładem Morbid Noizz ukazał się krążek Calamity.
Pierwszy album Betrayer to niewiele ponad pół godziny sprawnie zagranego, acz pozbawionego jakichkolwiek fajerwerków death metalu mocno osadzonego w tradycji Morbid Aangel oraz w mniejszym stopniu Deicide. To w skrócie oznacza, że muzyka jest dość szybka, agresywna i diabelska, ale także przewidywalna i niezbyt odkrywcza. Poza oczywistym barkiem oryginalności sporym problemem Calamity wydaje mi się jego zapóźnienie w stosunku do tego, co już robiły inne kapele, zwłaszcza na zachodzie. W związku z tym materiał nie zaskakuje ani nie robi większego wrażenia, bo składa się z samych znanych-osłuchanych patentów, w dodatku podanych w przeciętnej oprawie i okraszonych z lekka nieskoordynowanymi albo zaaranżowanymi bez pomysłu wokalami.
Nie trzeba się zbyt intensywnie wsłuchiwać w Calamity, żeby wyłapać, że Betrayer najlepiej odnajduje się w graniu szybkim i bezpośrednim, kiedy perkman napieprza (dla niego szczególne słowa uznania), a riffy śmigają naprawdę gęsto. Już pal licho te zbyt jednoznaczne zapożyczenia, słucha się tego dobrze i z zainteresowaniem. Niestety, zespołowi zbyt często zdarza się zwalniać albo kombinować ponad swoje możliwości, czego efekty są opłakane – od razu robi się drętwo, a całość zamula. Już nieznaczne zmniejszenie tempa — jak w „Down With Gods” czy „Wrathday” — sprawia, że numer wytraca moc, zamiast zyskiwać na dynamice. Osobliwym przypadkiem jest natomiast „Before Long You Will Die” – nie wiem, czy należy go traktować jak normalny numer, czy jak eksperyment pod Meathook Seed, ale to nieważne, bo niezależnie od interpretacji jest koszmarnie nieudany, a rozciągnięcie go do 4 minut było grubą przesadą.
Jak łatwo wywnioskować z powyższego tekstu, Calamity mnie niespecjalnie rusza, a za klasyk (naciągany) mogę go uznać co najwyżej z racji metryki, bo nawet nie przez sentyment. Z entuzjastami Betrayer zgadzam się tylko w jednym: materiał z „Necronomical Exmortis” jest lepszy i bardziej spójny od debiutu.
ocena: 5,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: /www.facebook.com/BetrayerOfficialPL/
inne płyty tego wykonawcy:




0 comments:
Prześlij komentarz