14 lipca 2011

Dysfunctional – John Stone Lives [2011]

Dysfunctional - John Stone Lives recenzja reviewNieźle, nieźle… Międzynarodowy sukces Gojira musiał podziałać na wyobraźnię młodych, pragnących się sprawdzić w ambitnym graniu francuskich kapel, bo ostatnimi czasy sporo się ich namnożyło. Do tego grona mogę bez przeszkód zaliczyć Dysfunctional, którzy może nie są najoryginalniejsi na świecie (ich sławnych rodaków wymieniłem nie bez powodu), ale ciężkie, a zarazem ciężkostrawne muzykowanie wychodzi im naprawdę dobrze. Mądrzejsi ode mnie zwykle mówią na takie granie post-thrash, czy jakoś tak. Mnie te wszystkie post-gatunki wyłącznie śmieszą, więc do opisu John Stone Lives posłużę się normalnymi, więcej mówiącymi etykietami – płytka to połączenie death, thrash i hard core z odrobiną elektronicznych dodatków. Z czymś takim mogą trafić w gusta fanów wspomnianej Gojiry, Meshuggah, Strapping Young Lad, ale i The Dillinger Escape Plan, bo ich wpływy są również wyczuwalne. Na pierwszy plan wysuwa się na intensywna praca sekcji – rwane rytmy, dużo zwolnień i motorycznego łomotu, nieźle obliczone pauzy – to wszystko sprawia, że Dysfunctional powinni dobrze wypadać na koncertach. Oczywiście o ile potrafią ogarnąć ten materiał. Nie, żebym miał coś do ich techniki, ale przy takiej muzyce łatwo zatracić czytelność. Jeśli wyjdziemy z — w sumie pozbawionego jakichkolwiek podstaw, ale co tam — założenia, że kierunek rozwoju grupy odkrywa się przed nami wraz z kolejnymi kawałkami, to sądząc po niemałej ilości zajebistych zagrywek pod koniec płyty, następna produkcja Francuzów może już namieszać, bo numery w stylu „Pristine Bowel” czy „Curves” są już w dojrzały sposób chwytliwe, a nie tylko pokomplikowane. Co więcej, podczas słuchania John Stone Lives ze zdziwieniem przyjąłem, że rozmaite elementy irytujące mnie u innych kapel, u Dysfunctional jestem w stanie bez bólu zaakceptować. Wskazałbym szczególnie na elektronikę, która — choć nie ma jej dużo — potrafi dodatkowo zakręcić utwory oraz fajnie podbić ich klimat. Za to z wokalami nie jest już tak wesoło. O ile duże ich zróżnicowanie zaliczam na plus, to z poziomem poszczególnych partii jest różnie – te agresywne są OK, jednak już część czystych wyraźnie przerosła odpowiedzialnego za nie wokalmena (który zajmuje się też samplami). No, ale od czego są ćwiczenia… albo zmiany w składzie, hehe. Na tą chwilę Dysfunctional jawi mi się jako dość perspektywiczna kapela, więc warto się z nimi zapoznać. Ot, choćby po to, żeby szpanować znajomością ich starych materiałów, jak już będą sławni.


ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/dysfunctionalband

podobne płyty:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz