11 stycznia 2013

Capharnaum – Fractured [2004]

Capharnaum - Fractured recenzja reviewW przypadku kapel takich jak Capharnaum istnieje duże ryzyko, że nazwiska muzyków biorących udział w nagraniach zupełnie przesłonią zawartość albumu, albo koniec końców będą jedyną atrakcją. Na Fractured tego bezproblemowo uniknięto, bo chociaż Gorguts, Martyr czy Monstrosity to znakomite zespoły, to do najpopularniejszych nie należą i na dobrą sprawę mało kto zwraca na nie uwagę, a sam Capharnaum — jeszcze za czasów zamierzchłego debiutu — znany był tylko garstce zapaleńców. Ze smutkiem trzeba skonstatować, że z nowym składem i drugą, opisywaną właśnie, płytą notowania poprawili tylko w niewielkim stopniu. Nie zmienia to faktu, iż w każdej sekundzie Fractured słychać, że za tym materiałem stoją prawdziwi zawodowcy, którzy techniczny death metal opanowali na najwyższym poziomie i z ogromną swobodą grają to, na czym inni najprawdopodobniej połamaliby sobie palce. A grają zdecydowanie ponad gatunkowy standard: mnóstwo tu zmian tempa, pokręconych riffów, niestandardowo rozłożonych akcentów, świetnych (i częstych!) solówek… Melodia i brutalność, czad i wirtuozeria – wszystko dopieszczone na maksa, ale bez popadania w nieczytelną papkę. Fractured to osiem naprawdę konkretnych, zwartych, nieprzesadnie nowoczesnych w formie kawałków, z których każdy ma coś charakterystycznego, co błyskawicznie zwraca uwagę i daje się w lot zapamiętać. Niech nie zmyli was data wydania krążka – muzycznie znacznie bliżej bowiem mu do „Individual Thought Patterns” niż do ekstremalnych wyczynów Deeds Of Flesh. Ogólnie jest na czym ucho zawiesić, jest się czym podjarać, ale jest też jeden dość poważny problem. Fractured nie trwa nawet pół godziny, a trzeba w to jeszcze wliczyć intro oraz stosunkowo długie (jakieś 3 minuty!), martyrowskie w brzmieniu outro. Straszna to bieda, bo przy całym technicznym zaawansowaniu płyta jest tak skonstruowana, że słucha się jej z dużą łatwością, a czas przy niej szybko mija. Ja rozumiem, że muzycy z premedytacją chcieli wywołać u odbiorców uczucie niedosytu, ale z deka przesadzili i po niedosycie zaraz pojawia się stan podkurwienia. No serio, czym dla takich fachowców byłoby zmajstrowanie choćby dwóch numerów więcej, hę!? Nic to, trzeba przymknąć oko na objętościowe niedostatki i cieszyć się tym, co jest.


ocena: 8/10
demo
Udostępnij:

1 komentarz:

  1. "Gorguts, Martyr czy Monstrosity to znakomite zespoły, to do najpopularniejszych nie należą i na dobrą sprawę mało kto zwraca na nie uwagę"
    przestałem czytać w tym momencie

    OdpowiedzUsuń