7 grudnia 2023

Cavalera Conspiracy – Bestial Devastation / Morbid Visions [2023]

Cavalera Conspiracy - Bestial Devastation / Morbid Visions recenzja reviewCavalera Conspiracy to zespół, który stworzyli (tu zaskoczenie!) bracia Cavalerowie, Igor – pałker i, bardziej znany, Max – gitarzysto-śpiewaczysko. Muzyka przez nich tworzona stanowi mix różnych gatunków – jak ktoś słyszał Soulfly, to będzie wiedział o co chodzi, tyle że Konspiracja pozbawiona jest elementów folku.

To tak w wielkim skrócie o zespole, gdyż najważniejsze, że bracia zabrali się za coś dla nas, boomerów, myślę dość istotnego. Mianowicie nagrali na nowo Bestial Devastation i Morbid Visions. Mini-płyta i debiut, które w historii metalu ekstremalnego to kamienie milowe. Dzieła wydane kolejno w ‘85 i ‘86 roku wyznaczyły drogę brazylijskiego, plugawego metalu dla niezliczonych kapel. Nie muszę chyba nawet wspominać, że prawdopodobnie 95% czytelników tego bloga utwory: „Antichrist”, „Necromancer”, „Troops of Doom” czy „Crucifixion” zna niczym porządny katolik „Ojcze Nasz” i „Zdrowaśka”. Zaśpiewaliby te kawałki o trzeciej w nocy po zakrapianej imprezie bez czknięcia. Pikanterii dodał też wywiad Maxa, który określił, że dzieła te nagra(ł) niczym wkurwiony młodzieniaszek, tyle, że z nowoczesnym sprzętem.

Od razu napiszę, że podszedłem do tej produkcji niczym pies do jeża. Świętości jednak chyba się nie rusza? A może jednak. I ba, można na tym zarobić? Zatem co też spłodzili braciszkowie? Czas się przekonać. Dodam jedynie, że nie będzie to stricte typowa recenzja, bo ośmieszyłbym się recenzując te wiekopomne dzieła (a może nie?), których chyba mało kto nie zna, bo spróbuję odpowiedzieć na inne pytania. Mianowicie, nie na zagadnienie, czy płyty te są dobre/złe, ale dla kogo one są i czy taki trend remaków, który dotknął świat kina i gier zaczyna wpełzać również do muzyki? Czy, cytując pewną zacną starszą babcię, na co to komu? A komu to „poczebne”? Zatem, będzie to bardziej porównanie nowego ze starym. Jednakże Cavalerowie stworzyli też dwa nowe utwory (po jednym na dzieło) i to je poddamy analizie i ocenie.

W ramach porównania najnowsze dzieło Maxa i Igora porównam do posiadanej płyty Sepultury wydanej przez Roadrunner Records w 1997 roku odpicowanej picuś-glancuś (tzw. remastered, reissued, pierwszego wydania nie posiadam, hehe).


Produkcja

To chyba najważniejsza kwestia w tym porównaniu, bo przecież chyba po to głównie powstała (?). Przedstawić coś, co przy debiucie i budżetem młodych chłopaczków nie mogło zachwycać. Teraz finanse to nie problem, zatem jak to brzmi? Trudno będzie tutaj zaskoczyć, gdyż brzmi to… prawidłowo. Dostajemy soczyste dźwięki, wokal Maxa jest (podobnie jak do oryginałów) z mocnym pogłosem. Ale czy sam wokal jakoś się różni pod względem tonacji czy jakości tegoż wokalu? Jest jednak inny czy to po prostu kalka? Oczywiście wieku nie prześcigniemy i wokal jest zupełnie inny. W oryginale wręcz, ktoś nie znający wczesnej twórczości Sepultury pomyślałby, że to inny wokalista. Jest on jednak (przynajmniej dla mnie) bardziej agresywny i ostrzejszy. Często słowa są niemal „wypluwane” i „szczekane” właśnie przez wspomnianą wcześniej nienawiść i złość. Gardło jeszcze nie zjechane, że się tak wyrażę. Przeskakując z dzieł braci na oryginały doznałem początkowo małego szoku. Brzmienie nie ma jednak porównania. Nawet w wypolerowanym do maksa stanie nie da się osiągnąć, tego co dziś. Czuć, że to dzieło wiekowe i nie oceniam tutaj, czy to dobrze, czy źle, bo to zależy od tylko od Was i jedynie na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że młodych słuchaczy, przyzwyczajonych do świetnej jakości brzmienia takie płaskie pierdu-pierdu nie zachwyci. Piszę tak, gdyż sam słysząc pierwszy raz za kindera „Master of Puppets” pomyślałem, że to stare dziadostwo i nie da się tego słuchać. Dziś płytka jest na półce, ale do tego trzeba było dojrzeć. Wracając jednak do tematu. Produkcja jest z pewnością na plus patrząc zupełnie obiektywnie. Chociaż czy to było trudne do osiągnięcia?…


Atmosfera

To (dla mnie) druga najważniejsza kwestia odnośnie albumów. Czy w płytę włożono serce i czerpano radość przy jej tworzeniu, czy była powita w bólach i wydana taśmowo, byleby powstała? Słucham wielu gównianych produkcji (zwłaszcza black metalowych), demek i kompilacji doceniając ich wartość artystyczną. Czy zatem bracia Cavalerowie stworzyli płytę na tzw. odwal się? Nie mogę powiedzieć, że tak. Nie mogę jednak powiedzieć też, że płyta jest w pełni autentyczna. Są różnice. Przykładem niech będzie chociaż „Crucifixion”. Utwór został okrojony z outra (10s mniej). „War” został skrócony. Inne utwory w cover-albumie zostały przedłużone np. „Empire Of The Damned” z oryginalnego 4:25 do 5:11 minut. Podobnie choćby z „The Curse”, krótkie 0:39 do 1:15 min. Niby to nic wielkiego, ale jednak to jest ingerencja w utwory i dlatego trudno je traktować jednoznacznie jako covery, bo mamy tutaj dość inwazyjny wpływ. W całości to nie przeszkadza, aż tak bardzo, ale istnieje taka delikatna, subtelna wręcz, różnica. Na szczęście warstwa liryczna pozostała bez większych zmian. Piszę większych, gdyż np. pierwszy utwór „Morbid Visions” posiada zwrotkę w oryginale „Cry preachers because your Gods have forgotten (…)” a u Braci Cavalerów mamy Cry fuckin’ preachers because your Gods have forgotten (…)” to taka ciekawostka, którą zauważyłem. Jest tym bardziej ciekawa, że takiego tekstu spodziewałbym się w oryginale. Najwidoczniej pozostała w nim niechęć do zorganizowanej religii, z którą się nadal obnosi. Niemniej jednak, nie znalazłem więcej zmian w warstwach lirycznych. Podsumowując obiektywnie ani jednemu, ani drugiemu nie można zarzucić, że nie chciano tutaj włożyć serca (choć są to inne „serca”). Pierwsze to autentyczna surowość i agresja szokująca w tamtych czasach, a drugie dopieszczone i unowocześnione agresywne brzmienie, które ponownie może (ale nie musi) zaskoczyć młodych słuchaczy.


Nowe utwory

Jak już wspomniałem, są dwa nowe kawałki. Dla „Morbid Visions” jest to „Bury The Dead”, a dla Bestial Devastation „Sexta Feira 13”.

Oba są dość krótkie. Kolejno 2:16 i 3:26 minuty. „Bury The Dead” to pasujący do konwencji albumu kawał ostrego metalu. W żaden sposób nie niweczy całości. Trochę gorzej z „Sexta Feira 13”. Bynajmniej nie dlatego, że jest to kołysanka. Co to, to nie. Natomiast jest jakby zbyt nowoczesny i, co najgorsze, po portugalsku. Nie żebym miał coś do tego języka, ale wszystkie inne utwory są po angielsku i ten tak trochę pasuje jak rodzynki w serniku (chyba, że ktoś lubi, ja nie). Oczywiście czepiam się, jednak burzy to całość mini-albumu.

Podsumowując: Czy są to złe albumy? Nie. Rzeczywiście Bracia Cavalerowie ładnie odświeżają te klasyki. Zatem misja wykonana. Czy te albumy były potrzebne? No i właśnie tutaj rozpoczyna się rozbieżność. Dla nas, starych pierdzieli odpowiedź jest jedna. Nie. Dla młodych słuchaczy? Jak najbardziej. Warto natomiast chociaż raz przesłuchać i sobie porównać. Może komuś, mam na myśli starszej daty słuchaczy, akurat się takie odświeżenie spodoba? Nie przeczę.

Mam jednak pewne obawy, co jeśli produkcje okażą się sukcesem finansowym, czy zatem inne kapele nie zaczną takiej polityki? Zamiast nagrywać coś nowego skupią się na nagrywaniu starych dzieł (zwłaszcza debiutów)? Gdyby tacy Tardy Brothers nagrali ponownie „Slowly We Rot” czy I Am Morbid nagrali „Altar of Madness” to byłoby dobre? Według mnie nie. Rozumiem sytuację, gdy np. Vader nagrał „Dark Age” na 25-lecie debiutu. Nie słucham, bo „The Ultimate Incantation” mi w zupełności wystarczy, ale rozumiem taki zabieg.

I ostatnie zdanie podsumowujące (wreszcie). Nie odmówię braciom Cavalerom udanego odświeżenia debiutu i mini-albumu pod względem technicznym, co może spowoduje, że ktoś młodszy zainteresuje się starszymi dziełami Sepultury (choć to raczej marzenia ściętej głowy). Dla starszych fanów metalu to może być ciekawostka, którą może sprawdzić lub nie.


ocena: -
Lukas
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/cavaleraconspiracy
Udostępnij:

3 komentarze:

  1. Ja co prawda jestem millenialsem, ale...

    Geneza tego projektu leży w fakcie, że Jairo Guedez powołał do życia Troops of Doom, który jest niejako jedyną prawdziwą kontynuacją płyty Morbid Visions z bardzo prozaicznego powodu - Guedez napisał, jak i nagrał wszystkie gitary (łącznie z basem) na płytach Bestial Devastation i Morbid Visions, Max zrobił tylko vocal i teksty, a Igor zrobił perkusję. Cavalera jak to Cavalera, musi pokazać swoje ja i ego, więc nie chciał być gorszy od Jairo, mimo iż Jairo robi NOWE utwory, w starej konwencji, a nie odświerza starych - swoją drogą polecam zdecydowanie bardziej projekt Jairo do sprawdzenia od tego.

    Zważywszy na to, że Morbid Vision jest moim numerem 1, jeśli chodzi o ulubioną płytę wszechczasów, deklasując nawet Morbid Angel, Suffocation, Gorguts, Paradise Lost, Sadus, czy Deicide i że bez tej płyty nigdy bym się aż tak nie wkręcił w Metal, to nie ukrywam, że tego typu pomysły mnie trochę zniesmaczają. Niemniej jednak, w tym wypadku jest to o tyle ciekawy eksperyment, bo raz że oryginalny materiał był robiony jak Death Metal tak na dobrą sprawę dopiero zaczynał, a po drugie, oryginał był nagrany na nienastrojonych gitarach i w kompletnie amatorskiej produkcji zrobionej przez faceta, dla którego szczytem ekstremy było Deep Purple, czy Kiss. Jak na takie warunki, to Morbid Visions się nienajgorzej broni.

    No ale jak już robili ten remake, to chyba stać ich było na to aby dodać z powrotem oryginalne intro Morbid Visions, które było usunięte z późniejszych, międzynarodowych wersji ze względu na prawa autorskie (intro zawierało fragment bardzo słynnej arii operowej, którą każdy zna i kojarzy). Naprawdę, mogli sobie wynająć jakąś filharmonię, która by im to zagrała specjalnie na płytę, ale chyba chcieli iść po kosztach.

    Nagranie sexta feira 13 było o tyle dobrym pomysłem, bo to jest autentycznie niepublikowany wcześniej utwór z 1984 r. który był grany tylko i wyłącznie na żywo i kto wie, czy nie lepszym pomysłem byłoby zrobienie właśnie takiej płyty z trackami sprzed Bestiala, bo z tego co kojarzę to mieli tego nawet dużo i bardzo mnie zawsze ciekawiło jak brzmiało np. Desgraca e Destruicao (chyba jedyny inny tytuł jaki pamiętam po tylu latach), zwłaszcza że tamte utwory były też współpisane z gitarzystami PRZED Guedezem, jak choćby mitycznym Cassio, kumplem z sąsiedztwa, czy 40-letnim lekarzem, który później też pożyczył im gitary do nagrania Bestial/Morbid. I to dla mnie byłoby pewnie bardziej wartościowsze jako fana. Bestial Devastation na pewno mogło być spokojnie wydłużone do pełnej płyty i wtedy bym się na to skusił.
    1/2

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, że jest to idealny materiał dla młodszych fanów, zwłaszcza że obecnie z tego co widzę, to dużo bardziej przykłada się uwagę do produkcji, więc dla zoomerów, czy pokolenia Y, oryginalny materiał będzie zdecydowanie asłuchalny i będzie razić ich strasznie delikatne uszka. A taki remake jak najbardziej im przypasi. Nie mówiąc już o tym, że jeśli Max ponownie wprowadzi kolejne pokolenie do słuchania czegoś ciekawszego od disco polo czy rapu, to jestem w sumie na tak. Dla mnie, jako kolekcjonera płyt, jest to zdecydowanie zdzierstwo i rzut na kasę, więc mogę sobie darować, no chyba że się mocno upiję i stracę kontrolę nad sobą.

    Z Vaderem chyba była taka sprawa, że chcieli zrobić re-edycję swego debiutu, ale Digby z Earache, jak to angol, z nienawiści do polaków robił im problemy, a właściwie to ich olał i się w ogóle nie odzywał, to też chyba stwierdzili, że wydadzą ten album jeszcze raz, po swojemu, ale w odświerzonej wersji, przy czym do kupienia to było tylko na trasie, więc jest to jakby dla mnie bardziej zrozumiałe. Może ktoś wie coś więcej, to się podzieli info.

    Czy grozi nam fala remaków? Pewnie tak, wszystkie dobre pomysły się skończyły i możemy dojść do etapu, gdzie przestanie się opłacać inwestować nowe, a zamiast tego będzie się odkopywać stare i sprzedawać je na nowo, zwłaszcza że ilościowo jest wystarczająco dużo contentu na kilka pokoleń.

    Natomiast, jakbym był złośliwy, to bym powiedział że nowy CC to remake Kill/Red Before Black, ale z nowymi tytułami dla niepoznaki. Podobnie jak nowe Autopsy to też w sumie remake Macabre Eternal, bo mega wtórny był do bólu.

    Swoją drogą, I Am Morbid... he he.. tu akurat wyszedł ci bardzo fajny freudowski błąd.
    2/2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, widzę, że świetnie trafiłem! Młodsze pokolenie, którego płyta numero 1 to akurat Morbid Visions, dzięki czemu dostajemy tutaj mnóstwo dodatkowych informacji. Dzięki, mutant!
      Owszem, taka kompilacja nieopublikowanych utworów byłaby nie lada gratką. Nie mniej, wyszło ego Maxa jak to napisałeś, a całkiem zapomniałem o The Troops of Doom. Wszystko złożyło się w całość. Jak widać znak zapytania przy produkcji intuicyjnie nie był bezpodstawny.
      Wytwórnie, co oczywiste, wymagają nowych albumów, aby kapela ruszyła w trasę i kosiła hajsy. A jak pomysłu to najlepiej skopiować to co kiedyś się udało i może uda się ponowne.

      Usuń