Deception niestety nigdy nie zrobili kariery na miarę swojego potencjału, a zapowiadali się nadzwyczaj dobrze. Wydane na początku lat dwutysięcznych demówki zespołu na tle reszty polskiego podziemia wyróżniały się jasno określoną wizją muzyki i jej wysokim poziomem, zaś koncerty grane w ramach ich promocji chyba nikogo nie pozostawiły obojętnym. Świeżość, spontan i od groma wpływów Morbid Angel – to musiało chwycić. I chwyciło! Tym bardziej, że z roku na rok mielczanie nabierali doświadczenia i robili wyraźne postępy. Ukoronowaniem tego okresu jest debiutancki Nuclear Wind.
Tytuł pierwszej płyty Deception mówi wszystko o jej zawartości, nie pozostawia żadnych niedomówień i w zasadzie wyczerpuje temat: zespół napierdala. Podejście do muzyki, jej istota – to wszystko opiera się na bezlitosnym blastowaniu ku chwale death metalu. Stylistycznie nie ma tu zatem znaczących zmian w stosunku do demówek i nad całością wciąż unosi się duch Hate Eternal, jedynie aranżacje nowszych utworów są lepiej przemyślane, a ogólny poziom wykonania wyższy. Wiadomo, kompozycyjnie to dalej nie jest Everest — zwłaszcza gdy chłopaki wpadają w niekończące się ciągi blastów — ale żywiołowość materiału, jego energetyczność i niewymuszona chwytliwość zdecydowanie to wynagradzają.
Deception praktycznie nie zdejmują nogi z gazu, co nie znaczy, że Nuclear Wind jest albumem jednowymiarowym. Owszem, na pierwszy rzut ucha może sprawiać takie wrażenie, jednak trio z Mielca zadbało tu o pewne urozmaicenia, dzięki którym materiału słucha się bez poczucia znużenia. Pierwszym są solówki – trochę melodyjne, trochę dzikie, w sam raz, żeby zrobić odrobinę zamieszania pomiędzy kolejnymi blastami (jak w „Modern Apostles”). Drugim są wolniejsze, typowo koncertowe partie, bo i takie o dziwo występują – właśnie wtedy (choćby w „Revenge”) do głosu dochodzi fascynacja zespołu wgniatającą stroną Morbid Angel.
Po dwóch demówkach nagranych w Hertzu zespół zaryzykował i celem rejestracji debiutu udał się do Screw Factory. Opłaciło się, bo Nuclear Wind to bodaj najlepsza produkcja, jaka opuściła mury tego studia – jest w tym odpowiednia selektywność, jest wystarczająco dużo brudu, nie ma natomiast charakterystycznego dla tego miejsca plastiku.
Nuclear Wind to zaprawdę zacny debiut i warto do niego jak najczęściej wracać. Niby to nic niezwykłego — ot podany bez udziwnień death metal — a jednak doprowadzone do absurdu blastowanie wciąż robi wrażenie.
ocena: 7,5/10
demo
inne płyty tego wykonawcy:
0 comments:
Prześlij komentarz