23 marca 2010

Death – The Sound Of Perseverance [1998]

Death - The Sound Of Perseverance recenzja okładka review coverGdybym mógł zabrać na bezludną wyspę — na której jakimś cudownym trafem jest niezniszczalny sprzęt grający i niewyczerpalne źródło prądu — tylko trzy płyty, bez mrugnięcia okiem wybrałbym do tego elitarnego grona genialny The Sound Of Perseverance. Zresztą, nawet jeśli to miałby być jedyny towarzyszący mi krążek, to i tak bym zacierał ręce, mając w perspektywie niezłą sielankę i nieskończoną muzyczną ucztę. I nie ma w tym nic dziwnego, wszakoż rzecz dotyczy jednej z najlepszych metalowych płyt, jakie świat miał okazję słyszeć. Odosobnienie i duża ilość wolnego czasu bardzo się przydają w przypadku konfrontacji z The Sound Of Perseverance, a to dlatego, że — tu zaszpanuję mądrym cytatem — „muzykę wyższego rzędu najgłębiej przeżywamy i pojmujemy, gdy jesteśmy zupełnie sami”. Dokładnie – wyższego rzędu. To w żadnym wypadku nie jest to muzyka do rozgryzienia po paru szybkich przesłuchaniach, bo mnogość zawartych w niej elementów i sposób ich ułożenia dalece przerastają możliwości ludzkiej percepcji. Ten stan jednak nie odstrasza, a fascynuje, przyciąga i nie pozwala się od tego krążka oderwać – a już o znudzeniu takim materiałem nie może być mowy. Sam z przyjemnością przebrnąłem przez ten album tysiące razy (się nazbierało…) i nigdy nie miałem dosyć, bowiem w ciągu kilkunastu lat nie zestarzał się on ani odrobinę i jest tak samo świeży oraz ekscytujący, co w momencie premiery. Jeśli by się uprzeć, to jedynym elementem, który poddał się upływowi czasu jest oprawa graficzna — dość skromna jak na zespół tego formatu — ale ona tutaj nie gra, więc można sobie darować. Wiadomo – nie jest to już death metal, ale to akurat w tym wszystkim najmniej ważne, bo The Sound Of Perseverance kopie i kręci znacznie mocniej niż wieeele stricte death’owych kapel, a czyni bez silenia się na niestworzone ekstremizmy. Zresztą, już pierwsze „napakowane” chwile „Scavenger Of Human Sorrow” nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że ekipa Schuldinera nie ma zamiaru się z nikim pierdolić, tylko twardo ustanawia nowe reguły. Świadczy to o bardzo ważnej rzeczy: Chuck nie oglądał się na gatunkowe ograniczenia i odważnie poszedł własną drogą, co zaowocowało krążkiem niezwykle dojrzałym, zaskakująco uniwersalnym, stojącym ponad podziałami, a przy tym solidnie wyładowanym emocjami. Na srebrnym dysku podano nam osiem szalenie dynamicznych, technicznych i urozmaiconych metalowo-jazzowych kawałków, z których absolutnie każdy może stać się tym ulubionym, bo i każdy ma w sobie to coś, co sprawia, że błyskawicznie zapada w pamięć i za nic nie chce się stamtąd ruszyć. Taki „Bite The Pain” rozwala gwałtownymi zmianami tempa i popieprzonymi gitarami, „Story To Tell” oplata mózg kręcącymi się w tle melodiami, „To Forgive Is To Suffer” imponuje zakręceniem, agresywnością i melodyjnością, a „Voice Of The Soul” rozbraja wyjącą na akustycznym podkładzie gitarą solową – a to tylko mała część atrakcji, z którymi mamy do czynienia. Na koniec – brawurowo roztrzaskany „Painkiller” z repertuaru Judas Priest (tak, to ci sławni od JP!), który poniewiera równie mocno, co autorskie kompozycje, a przy tym świetnie zamyka płytę podwójną klamrą: muzyczną i tematyczną. Nie sposób słowami oddać choćby w części tego trwającego prawie godzinę bogactwa, bo to estetyczna uczta, którą można rozpatrywać w kategoriach Raju, Walhalli, Dżannahu, Tamoanchanu, Tlalocanu czy czego tam chcecie – to trzeba usłyszeć samemu, a potem na zawsze dołączyć do wyznawców Death i drogi, której nadano nazwę The Sound Of Perseverance. Wspomniałem o tematyce tekstów – przez większość przewijają się motywy bólu, cierpienia i zmagań z przeciwnościami – niekoniecznie losu. Po latach trudno oprzeć się wrażeniu, że były bardziej profetyczne niż by komukolwiek przyszło wtedy do głowy. Co ciekawe, tak fenomenalna płyta powstała w składzie nie będącym tym najbardziej galaktycznym. Mam tu na myśli oczywiście Hamma i Clendenina, którym daleko do poziomu miotaczy pokroju DiGiorgio czy Murphy’ego. Mimo to obaj panowie poradzili sobie naprawdę znakomicie, dodając trochę od siebie – szczególnie w solówkach. Za to partie zatrudnionego z Burning Inside Richarda Christy wyrywają z butów i skarpetek jednocześnie. Tak szalenie precyzyjnego, technicznego, maniakalnie pokręconego, pełnego finezji i zaangażowania napieprzania nie ma na żadnej innej płycie Death – po prostu perfekcja (i to jak brzmiąca – największe dokonanie Jima Morrisa!)! To Richard w głównej mierze odpowiada za gwałtowną zmienność i poszarpanie The Sound Of Perseverance, a także bzdurne zarzuty o przekombinowanie. To ostatnie można naturalnie włożyć między bajki, bo to tylko jojczenie muzycznych indolentów, dla których dwie struny to za dużo do opanowania. Jeśli ktoś tego dotąd nie załapał, albo z powyższego tekstu zbytnio nie wynikało, napiszę teraz – The Sound Of Perseverance to album wyjątkowy, w swojej kategorii bezkonkurencyjny, wizjonerski, genialny, inspirujący, ale — o czym się niejednokrotnie boleśnie przekonywaliśmy — niemożliwy do powtórzenia. Absolutny obowiązek dla każdego, kto nie ma we łbie trocin!


ocena: 10/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/DeathOfficial

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

12 komentarzy:

  1. A te dwie pozostałe płyty to... ? :D Płyta geniusz, nigdy się nie znudzi. A dziś kolejna rocznica. :( Coś mi się wydaje, że jutro będzie recka kolejnej płyty Chucka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Domyślisz się jakie, bo przy reckach powieje krańcowym uwielbieniem. W każdym razie chodzi o szczytowe osiągnięcia zespołów na K i P. Cóż, nie będzie recki Death, nie w tym roku już.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na P to na bank będzie Pestilence, a na K to nie wiem, jeśli to ma być deszcz metal, imho najlepsza płyta Krisiun już była (chyba, że chodzi o Works of Carnage) albo może jeszcze coś Kataklysm. Do głowy ewentualnie przychodzi mi jeszcze "Bastard" Kata i tu pomysły na K mi się kończą. Zanim przeczytałem tę notkę, to myślałem że w tym szacownym gronie będzie "Focus", ale jak widać nie. Poczytamy, zobaczymy. :D Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. 19 rocznica śmierci mistrza!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze napisana recenzja, zgadzam się 100% :D Przypominam, że w tym roku premiera filmu Sound of Metal lektor pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Też dałbym ocenę 10/10, pozdrawiam i szanuję Twój gust!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super recenzja, pozdrawiam! Ja mogę polecić film Sound of Metal

    OdpowiedzUsuń
  8. Super , uwielbiam takie brzmienia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny wybór! „The Sound of Perseverance” to prawdziwa perła w dyskografii Death – album, który zrewolucjonizował death metal, wprowadzając do niego elementy progresywne i techniczne. Chuck Schuldiner wraz z nowym składem – Shannonem Hammelem, Richardem Christym i Scottem Clendeninem – stworzyli dzieło pełne złożonych struktur, melodyjnych solówek i głębokich tekstów. Utwory takie jak „Scavenger of Human Sorrow”, „Spirit Crusher” czy „Flesh and the Power It Holds” to prawdziwe majstersztyki, które pokazują ewolucję zespołu i jego artystyczną dojrzałość. Dodatkowo, instrumentalny „Voice of the Soul” oraz cover „Painkiller” Judas Priest dodają albumowi wyjątkowego charakteru. To płyta, która nie tylko definiuje końcowy etap kariery Death, ale także pozostaje jednym z najważniejszych albumów w historii metalu.

    https://ekino-zalukaj.tv/filmy/jak-wytresowac-smoka/

    OdpowiedzUsuń