23 sierpnia 2010

Deicide – Legion [1992]

Deicide - Legion recenzja okładka review cover"Legion" już w momencie wydania stał się kultem, monumentem, czymś, co cholernie trudno będzie prześcignąć. Deicide przekroczyli tu kolejne bariery szybkości, brutalności i bezkompromisowego bluźnierstwa. To był szok! A że metalowców rajcują takie rzeczy, to sukces był murowany. A dziś, po kilkunastu latach od premiery, Legion nadal powoduje u niektórych opad dolnej (a czasem i górnej – kwestia wieku) szczęki. Trudno się temu dziwić, bowiem materiał jest stosunkowo złożony (pod tym względem zespół wpisał się w tendencje panujące na ówczesnej death’owej scenie i skutecznie komplikował sobie życie), inteligentnie zagrany, intensywny (także za sprawą brzmienia), nabuzowany, dziki, a do tego niemiłosiernie zblastowany. Dlaczego zblastowany? Bo właśnie szybkości odgrywają tu ogromną rolę. Brutalnych galopad jest tu bez liku, więc każdy miłośnik death metalowych wyziewów znajdzie tu coś dla siebie. „In Hell I Burn” (genialne centralki i ogólna rytmika), „Holy Deception” (doskonałe solówki), czy „Revocate The Agitator” (nieludzkie szybkości) to numery, które po prostu musicie znać! Glen ryczy i wrzeszczy jeszcze wścieklej niż na debiucie, ale robi to nieco inaczej – w sposób bardziej zdyscyplinowany, co nie oznacza, że mniej diabelski. Teksty, chociaż poważniejsze niż na „Deicide”, nadal są „trochę” infantylne, jednak mój sentyment do tej płyty pozwala mi spojrzeć na to z przymrużeniem oka. Bas słychać znacznie lepiej, co należ zaliczyć na plus szczególnie, że nie mamy do czynienia z prostackim plumkaniem. Wspominałem o szybkościach, ale czymże by one były bez Steve’a? Warto zaznaczyć, że przez te swoje ekstremalne wyczyny był oskarżany o używanie automatu perkusyjnego, ale koncerty pokazały, że to bzdura. Bracia Hoffman pokazali kto tu rządzi i solidnie namieszali świetnymi, gwałtownie zmienianymi riffami i, momentami, ostro pojebanymi solówkami. Pomimo, iż Legion to tylko 29 minut, to bezwzględnie jest wart swojej ceny, jaka by ona nie była. Dla takiej płyty nie zaszkodzi spłonąć w piekle dla Szatana!


ocena: 10/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/OfficialDeicide

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

4 komentarze:

  1. cyt. "Deicide przekroczyli tu kolejne bariery szybkości, brutalności..."
    cyt. "Dlaczego zblastowany? Bo właśnie szybkości odgrywają tu ogromną rolę. Brutalnych galopad jest tu bez liku".
    Że co? Szybkość, blasty, brutalne galpoady??? Na "Legion"? Może w porównaniu do My Dying Bride czy Anathemy, ale nawet w momencie wydania w 1992 roku "Legion" nie był szybki. Nie mówię już o płytach Napalm Death, bo to zdecydowanie najszybsze granie wtedy, ale takie Sinister czy nawet Suffocation lub Carcass miażdzyły pod tym względem utrzymany w średnich tempach "Legion".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moim zdaniem byli bardzo szybcy. Takie rzeczy się zauważa, jak się próbuje je zagrać samemu. To nawet jak grałem Suffocation czy Deeds of Flesh, to potrafili być prostsi od Deicide za sprawą szybkości. Już na debiucie Sacrificial Suicide potrafi sprawić, że bolą ramiona, a i tak człowiek gra to zbyt wolno w stosunku do oryginału. Słuchałem zresztą coverów utworów Deicide i mało kto potrafi to zagrać równie szybko co oni z taką precyzją jeśli chodzi o tnięcie riffów.

      Usuń
  2. wystarczy wkleić numer w jakikolwiek program do muzycznej edycji i sprawdzić fragmenty z blastami z metronomem najlepiej wszystkie producje jakie sie pokazaly z tamtych lat, sprawa bedzie banalnie prosta, tym samym okaże sie ze napalm death wcale nie miał najszybszych blastów ani od scum do harmony, jak za garami usiadł herrera do były szybsze od harrisa, jednak wciąż nie najszybsze w tamtym czasie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w przypadku Napalm Death było to świadome działanie. Shane Embury powiedział wprost że jak robili audycje na pałkera do ND, to większość perkusistów robiła ten "błąd", że jak riff przyśpieszał, to oni też zaczynali szybko grać, podczas gdy Harris/Embury mówili im, że riff przyśpiesza, ale oni mają pozostać przy tym tempie. To zresztą też była główna oś niezgodzy między klasycznym Harrisem a resztą grupy, zwłaszcza że Mick miał ADHD i rzucał przedmiotami po pokoju jak był zniecierpliwiony

      Usuń