22 marca 2010

Atheist – Piece Of Time [1990]

Atheist - Piece Of Time recenzja reviewAtheist był przez długie lata zespołem zapomnianym i niezbyt popularnym, nawet obecnie — po reaktywacji — nie otrzymuje takiej uwagi, na jaką zasługuje. Wielka szkoda, bo muzyka prezentowana przez tą grupę należy do wyjątkowo ciekawych, poruszających, nieszablonowych i… pojebanych. Piece Of Time to debiut Amerykańców i ośmielę się stwierdzić, że debiut wprost wyśmienity! Oryginalny i bardzo techniczny death-jazz metal z wyraźnymi wpływami thrashu (sporo tu Slayera) to mało powiedziane. Atheist rozpoznaje się od pierwszych sekund. Utwory, choć w większości bardzo krótkie (płyta trwa ledwie 32 minuty), zawierają w sobie tyle rozmaitych genialnych patentów, że bez problemu można by nimi obdzielić kilka (-naście? -dziesiąt?) mniej utalentowanych kapel. Nie ma tu jakiejś niesamowitej death’owej brutalności, ale wasz kark nie raz i nie dwa ugnie się pod intensywnością tego materiału. Od pierwszych sekund powala rewelacyjna, gęsta (i dobrze wyeksponowana) gra basmana – tylu łamańców próżno szukać u innych ówczesnych przedstawicieli amerykańskiej sceny, łącznie z Death, Cynic i Sadus. Uzupełnieniem sekcji jest cholernie sprawny, ostro mieszający i grający wprost ujmujące galopady Steve Flynn. Współpraca takiego duetu oczywiście przekłada się na notoryczne, ale i tak zaskakujące zmiany tempa oraz dziwne ozdobniki. Wobec powyższego, nie będzie dla nikogo niespodzianką, jak napiszę, że gitary też są świetne – ciekawie i nietypowo zaaranżowane, iskrzące się od palcołomnych riffów i masy szalonych solówek. „I Deny”, „Room With A View” czy „On They Slay” to tylko nieliczne przykłady na ponadprzeciętne umiejętności ich twórców. Na Piece Of Time macie ich aż (tylko?) dziewięć. Nie wiem jak was, ale mnie wizja nacechowanego nonkonformizmem death metalu Atheist jak najbardziej przekonuje!


ocena: 9,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/AtheistBand

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

1 komentarz:

  1. słychać że panowie nagrali album bez metronomu, bebniarz ucina takty, te same riffy gra w różnych tempach, to właśnie brak kunsztu i time w głowie, co mają bebniarze jazzowi, tam nie ma takich skuch, ale ogólnie fajna muza, lubie, ale z zachwytami w warstwie warsztatowej się hamuję, bo są duże braki, ale np w cynic czy sadus nawet death póżniejszy, tam takich skuch nie ma, także tamte kapele z tego tytułu są bardziej dopracowane,

    OdpowiedzUsuń