5 kwietnia 2013

Twisted Into Form – Then Comes Affliction To Awaken The Dreamer [2006]

Twisted Into Form - Then Comes Affliction To Awaken The Dreamer recenzja okładka review coverKapela jak na Norwegię w najwyższym stopniu niecodzienna, co jednak należy traktować, jako zaletę. Młodszy i mniej rozgarnięty brat Spiral Architect, z którym dzieli zresztą część członków, przede wszystkim zaś styl grania. Niestety bycie młodszym i mniej rozgarniętym bratem niesie ze sobą pewne przykre konsekwencje, co sprowadza się do tego, że muzyka kwartetu z Oslo tak wspaniała i powalająca już nie jest. Problem jest mianowicie taki, że Twisted Into Form chciał być zarówno techniczny i pogmatwany, jak i ciężki oraz monolityczny. Kłopoty zaczynają się szybko, bo już w momencie chęci strzelenia jakimś popisem instrumentalnym. No więc psikusa sobie Norwedzy wykręcili, bo efekt tego mariażu jest taki, że miast wirtuozerskiego majstersztyku do uszu słuchacza dobiega plumkanie basu połączone z bulgoczącymi gitarami. Iście bagienna atmosfera. Problem dotyczy, jak się chwilę później człowiek orientuje, nie tylko solówek, ale właściwie całego albumu. Czasami mam wrażenie, że cała muzyka dobiega zza ściany – wszystko jest przytłumione i sprowadzone do niskich rejestrów. Taki zabieg ma sens w przypadku kapel, którym niespecjalnie zależy na technicznych popisach, Twisted Into Form do takich się jednak nie zalicza, więc trudno zrozumieć takie rozwiązanie. Skłamałbym pisząc, że odechciewa się od tego dalszego słuchania – aż tak źle nie jest. Ale cacy też nie, bo trochę brakuje mi zbalansowania w palecie dźwięków. Gdyby jeszcze brakowało Norwegom umiejętności i buczeniem chcieliby zamaskować owe braki, to jeszcze mieliby jakąś wymówkę, durną, ale mieliby. Sęk w tym, że gdy się wsłuchać, to całkiem sensowne wygibasy wyczyniają muzycy przy pomocy swoich instrumentów. Krótki wtręt: szczególne pochwały w tym miejscu kieruję w stronę pałkera, który kombinuje na wszelkie sposoby by ponapierdalać w bębny w możliwie najbardziej wyszukany sposób. Brawo! Wracając do sedna: uważam za zupełnie chybiony pomysł obciążania tak technicznej i skomplikowanej muzyki. Tym bardziej, że muzyka do ciężkich nie należy (wszak to technicznie zagrany prog metal z czystymi wokalami) i aż się prosi o większą wyrazistość dźwięków, większą przestrzeń i – trochę z innej beczki – przyjemniejsze melodie. Melodie, zaraz po ogólnej duchocie, stanowią drugą główną bolączkę albumu. Na dziesięć kawałków dwa, trzy jako tako wpadają w ucho, reszta jest raczej ociężała i średnio atrakcyjna (co w połączeniu ze wspomnianą już bagienną atmosferą bywa odrzucające). Jako pechowy, w tych okolicznościach, należy uważać dobór wokalisty, który, sam w sobie, nawet daje radę, ale w połączeniu z już wspomnianymi dodatkowo utrudnia czerpanie przyjemności z lektury płyty. Niby jest tą przeciwwagą dla ogólnej ociężałości, ale na dłuższą metę okazuje się równie ciężkostrawny. I jako taki właśnie – ciężkostrawny – uważam dzisiejszy krążek. Błędy, które w innych przypadkach nie byłyby może nawet zauważone, w przypadku Then Comes Affliction to Awaken the Dreamer drażnią w najlepsze. Wielka szkoda, bo muzyka zła nie jest, pomysłów, jak słychać – nie brakuje (tak bardzo), tylko te przedobrzenia i chęć ożenienia niepasujących do siebie idei. Mogło być bardzo dobrze, jest dobrze.


ocena: 7/10
deaf
oficjalna strona: www.twistedintoform.no

podobne płyty:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz