Nie sądzę, żeby po wydaniu „Blistering Of The Mouth” kolesie z Disfigured nagle zaczęli wyrywać panienki na „granie w zespole”, bo tytuły typu „Satan’s Cum”, „Herpes Face” czy „Circumsised and Sodomized”, nie wiedzieć czemu, rzadko rozpalają niewieście zmysły. Amputated Gorewhore nie przynosi w tym temacie poprawy („Chainsaw Buttplug”, „Vomit Creampie Surprise”, „Raping a Retard”…), choć, podobnie jak debiut, to około pół godziny fachowo zagranego brutalnego death metalu.
Między płytami zespół dorobił się osobnego wokalisty (został zastrzelony w 2021 roku podczas kontroli drogowej – poszło o broń i ogromne ilości dragów), więc instrumentaliści mogli mocniej skupić się na swojej robocie, dzięki czemu materiał jest szybszy, trochę bardziej techniczny i urozmaicony od poprzedniego. Disfigured delikatnie przesunęli się w kierunku typowej, zagranej na wysokich obrotach sieczki z Unique Leader (np. Disavowed), ale nie porzucili całkowicie wpływów klasycznych brutalistów spod znaku Cannibal Corpse, Suffocation i Broken Hope oraz nie zatracili tego latynoskiego luzu (nawet pomimo zatrudnienia rasowego białasa), który już wcześniej był obecny w ich muzyce.
To właśnie ten specyficzny feeling sprawia, że Amputated Gorewhore — uczciwie trzeba przyznać, że płyta dość wtórna i nic nie wnosząca do gatunku — jest tak fajna, gładko wchodzi i nie wcale nuży. Materiał Disfigured jest taki akuratny – nie za prosty, odrobinę zróżnicowany, z dobrze dobranymi proporcjami blastów i mielonki oraz całą masą lajtowych riffów, które sprawnie zagnieżdżają się w głowie. Ot bezpretensjonalne granie, bez cienia napinki i wielkich ambicji. Zreeesztą, jeśli ktoś ubarwia utwory samplami z dwóch części „Głupiego i głupszego”, to wiadomo, że nie zawiesza sobie poprzeczki specjalnie wysoko.
Amputated Gorewhore bawi i buja, a poza tym dostarcza całkiem sensowną dawkę łatwo przyswajalnej brutalności. Gdybyśmy mieli jako tako ogarnięty NFZ, to dwójkę Disfigured przepisywanoby na depresję.
ocena: 7,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/DisfiguredTXDM
inne płyty tego wykonawcy:
Przy okazji
Norwegia pod względem metalowym raczej nie kojarzy się z death metalem. Towarem eksportowym bez wątpienia jest jego mroczniejszy brat zwany black metalem. Niemniej jednak istnieje zespół, który absolutnie nie ma czego się wstydzić w dziedzinie metalu śmierci. Blood Red Throne to obecnie klasa światowa. Mimo iż powstali ledwo przed 2000 rokiem swoją pracą zaskarbili sobie serca fanów death metalu. Chłopaki nie mają kompleksu mniejszości względem potęg z sąsiedniej Szwecji czy sceny zza Wielkiej Kałuży.
Czy Mangled kiedykolwiek mieli zadatki, żeby trafić ze swoją twórczością do kanonu death metalu? No… jakby się tak dobrze zastanowić, to… nie. Wprawdzie Holendrzy zaczynali odpowiednio wcześnie i dorobili się paru pomniejszych wydawnictw, jednak żadne z nich nie prezentowało na tyle wysokiego poziomu — nie mówiąc już o oryginalności — by porwać za sobą tłumy. Także wydany prawie dwa lata po nagraniu debiut nie wzbudził wielkiej sensacji – z jednej strony był dość solidny, a z drugiej mocno przestarzały i nie mógł się równać z tym, co już nadchodziło. O ironio, prawdziwy rozgłos zespół zyskał dopiero dzięki partycypacji w tributach dla Morbid Angel i Cannibal Corpse.
W Listenable Records swego czasu mieli niezłego nosa do młodych i utalentowanych grup, które pod jej skrzydłami całkiem ładnie się rozwijały. Wszystko oczywiście do czasu, bo gdy taka młoda i utalentowana kapela zyskiwała na rozpoznawalności, szybko padała łupem którejś z dużo większych i bogatszych wytwórni. I w tym momencie zwykle zaczynał się dramat – zbyt długie umowy i coraz to gorsze płyty. Wydawać by się mogło, że Aborted byli zbyt undergroundowi, żeby tak po prostu dać się złamać kilku ojrasom więcej, ale jednak. Po przejściu do Century Media Belgowie zaliczyli zatrważający spadek formy.
Powrót Ceremony do czynnego uprawiania death metalu ucieszył wielu fanów ich debiutu, choć oczywiście nie obyło się bez pytań typu „po jaką cholerę?” I tu pojawia się mały zgrzyt. Według oficjalnej/płynącej z wytwórni wersji Holendrów tak bardzo wzruszyło gorące przyjęcie wznowienia
Muzycy Tomb Mold od początku istnienia grupy narzucili sobie zabójcze tempo, dzięki czemu w krótkim czasie dorobili się niezłej rozpoznawalności i aż trzech longów. Każda z tych płyt była trochę inna i brzmiała inaczej, ale dość logicznie wynikała z poprzedniej – rozwijała twórczo wcześniejsze wątki i wprowadzała kilka nowych. Kanadyjczycy w naturalny sposób doskonalili umiejętności techniczne oraz kompozytorskie w ramach klasycznie pojętego death metalu, więc z grubsza było wiadomo, czego można się po nich w przyszłości spodziewać… Tymczasem na wydanym znienacka The Enduring Spirit prawie w niczym nie przypominają zespołu, który odpowiada za poprzednie krążki.
Tego… w sumie jestem pod wrażeniem, że przy tak długich przerwach między płytami i tak poważnych zmianach składu Holendrzy zachowują jakąkolwiek spójność/ciągłość stylu. Kto wie, może Patrick i Niels są na tyle silnymi osobowościami, że potrafią każdemu narzucić swoją wizję zespołu, choćby i wcześniej terminował w Korpiklaani. Jeśli w moich przypuszczeniach jest choć odrobina prawdy, to z nowymi gitarniakami i perkusistą im się udało – na tajemniczo zatytułowanym Prostitute Disfigurement od początku słychać, że to Prostitute Disfigurement, co jak mi się wydaje, jest główną zaletą tego materiału.
No proszę, Cannibal Corpse na starość nagrali album trudny w odbiorze. Hmm… no może nie do końca… Raczej album, do którego trudno się jednoznacznie ustosunkować… Chyba… W każdym razie chodzi mi o to, że Chaos Horrific, przynajmniej przy pierwszym kontakcie, ma ten sam problem co „Gore Obsessed”,
Po tym jak Severe Torture zostali liderami krajowego death metalu i zyskali uznanie na świecie, nie mogli tak po prostu spocząć na laurach, rozmyślając tylko o tym, jacy to są sławni, zajebiści i lepsi od innych. To by nie przeszło, nie przy coraz liczniejszej i wygłodniałej sukcesów konkurencji, że wspomnę o Disavowed, Pyaemia, Prostitute Disfigurement czy Mangled. Nic więc dziwnego, że Holendrzy dość szybko ruszyli z pracami nad kolejnym krążkiem, który został wydany dwa lata po gorąco przyjętym debiucie. No i cóż, swoją klasę potwierdzili, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Misanthropic Carnage to po prostu więcej tego samego.


