Agonia zebrała pod swoimi skrzydłami grupę klasyków spod znaku technicznego/progresywnego death metalu, która na papierze wygląda całkiem klawo. Trzeba mieć jednak na uwadze, że chodzi o kapele po przejściach, które lata świetności mają dawno za sobą i które obecnie stać jedynie na mniej lub bardziej udane nawiązania do chlubnej przeszłości. Do tego grona zaliczam niestety Sadist, bo choć ten włoski zespół przez lata dostarczał mi sporo radości, kilka razy również mocno mnie rozczarował, w tym nudnym krążkiem sprzed czterech lat.
Sadist za sprawą Firescorched poprawił u mnie nieco swoje notowania, jednak nie na tyle, bym mógł znowu do nich wzdychać. Album całościowo jest trochę żwawszy i bardziej urozmaicony od „Spellbound”, a w stylu, podejściu do grania jednoznacznie odwołuje się do świetnego „Sadist”. Włosko-niderlandzko-francuskiej ekipie nawet nieźle wyszło przywołanie podobnego klimatu, ale z poziomem kompozycji nie poszło już tak dobrze. Raz, że muzyka nie jest aż tak absorbująca, a dwa, że prawie każdy jej element znamy już na wylot. Firescorched to płyta dość bezpieczna, może nawet esencjonalna, a to dlatego, że bazuje na sprawdzonych schematach i sentymencie do starych nagrań (w tym do debiutu Cynic).
Album powstał w odmienionym składzie, z nową, niemal gwiazdorską, sekcją rytmiczną (Jeroen Paul Thesseling i Romain Goulon), po której spodziewałem się przede wszystkim nieziemskiej finezji i ogromnego rozmachu oraz, trochę naiwnie, zaostrzenia stylistyki. Ku mojemu zaskoczeniu skończyło się tylko na tym drugim, bo w paru utworach wprowadzono ekstremalne (jak na Sadist) partie z blastami na pierwszym planie i niższymi niż zwykle wokalami Trevora. Pod każdym innym względem nowi muzycy nie grają na Firescorched nic ponad to, do czego przyzwyczaili nas przez lata Andy Marchini i Alessio Spallarossa. Niby wciąż oznacza to wysoki poziom, ale o wykorzystaniu olbrzymiego potencjału tkwiącego w składzie nie może być mowy.
Poziom muzyki, wykonanie – to w większym lub mniejszym stopniu się broni i powinno przekonać do siebie fanów Sadist. Ale produkcja?! Firescorched brakuje ciężaru poprzednich płyt – tego tłustego, nasyconego dźwięku. Z niewiadomych dla mnie względów Tommy postawił na może i czytelne, ale przeraźliwie suche, płaskie i po prostu mocno przeciętne brzmienie, które odziera muzykę z mocy, a do zwiększonych obrotów i blastowania pasuje jak rodzina Sasina do spółek skarbu państwa. Jak człowiek zarabiający na życie pracą w studiu nagraniowym mógł do czegoś takiego dopuścić?! Zamiast marnować kasę na teledysk i promocyjne barachło, rozsądniej było przeznaczyć ją na produkcję dorównującą choćby „Spellbound”.
I tak właśnie w moich oczach i uszach wygląda Firescorched – udaje album lepszy niż jest w rzeczywistości. Nie przeczę, że jest tu kilka kawałków, którym warto poświęcić czas (choćby „Burial Of A Clown”, „Accabadora”, „Trauma (Impaired Mind Functionality)”, „Fleshbound”), ale jako całość to materiał, który bardziej imponuje składem niż kompozycjami.
ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.sadist.it
inne płyty tego wykonawcy:
Jak nadmienione jest to w książeczce, potrzeba było pandemii, żeby wreszcie wznowić tego zakurzonego klasyka na CD. Z tej okazji pozwolę sobie przypomnieć ludziom o jakże zacnym debiucie grupy z Sosnowca. Iscariota obecnie gra sobie klasyczny Heavy/Thrash Metal, gdyż parafrazując wypowiedź członków zespołu z jakiegoś wywiadu dla radia, „po śmierci Schuldinera, Death Metal dla nas umarł”. To i też Cosmic Paradox jest jedyną pełnowymiarową pozostałością po tych bardziej śmiercionośnych czasach.
Ta legendarna holenderska formacja o nieraz szalonych zmianach składu, od ponad już 30 lat konsekwentnie z uporem godnym maniaka tworzy standardowy Death Metal, bez żadnych dodatków, czy upiększaczy (aczkolwiek w dzisiejszym przypadku nie do końca). Dla jednych będzie to nudny zespół jakich (zbyt) wiele, inni będą doceniać upór, z jakim Sinister trzyma się swojego stylu.
Amerykański Cathexis po dekadzie działalności, głównie w oparciu o zasady DIY, doczekał się punktu zwrotnego w swojej karierze, bo właśnie tym jest ich debiut w barwach Willowtip. Zespół miał już w dorobku dwa materiały wydane własnym sumptem — z drugim, „Pillar Of Waste”, miałem nawet dłuższą styczność — ale żaden z nich nie był na tyle udany czy choćby intrygujący, żeby mogli się z nim przebić do świadomości fanów death metalu. Co innego wydany po ośmiu latach przerwy Untethered Abyss – ten można śmiało traktować jako przełom pod względem jakości i wyrazistości muzyki.
Słuchałem sobie tej płyty tak trochę na zmianę z nową Toxaemią, jako że obie ekipy są trochę bliźniacze do siebie w tym sensie, że:
Diabolizer to grupa, która już od pewnego czasu działa na scenie tureckiego death metalu, jednak dla wielu może okazać czymś kompletnie nowym, bo Khalkedonian Death jest dopiero ich pełnoczasowym debiutem. Mimo iż zespół funkcjonuje nieprzerwalnie od dekady, jego dorobek jest dość skromny i ogranicza się do demówki/singla, epki i opisywanej płyty. Ten stan rzeczy można łatwo wytłumaczyć zaangażowaniem poszczególnych muzyków w kilka innych, o wiele aktywniejszych i lepiej znanych kapel, że wymienię tylko Decaying Purity, Burial Invocation, Engulfed i Hyperdontia.
Zespół, którego łatwo można by posądzić o koniunkturalizm, a który tak naprawdę po prostu chciał grać swój ukochany Thrash na różne sposoby, w zależności od humoru. Tak więc, z płyty na płyty ekipa ta flirtowała z różnymi odmianami. Czy to Black/Death, czy to Death 'n' Roll, jak nieco w tym przypadku. Choć można się spotkać z opiniami, że na tym albumie nie brakuje wpływów Power Metalu. Możliwe, nie znam się.
Jak to się bardzo ładnie mawia: „Od pierwszych sekund wiadomo, że będzie zajebiście”.
Suppression nie jest nową nazwą na mapie południowoamerykańskiego death metalu, ale ze względu na skromne dokonania (dwa demosy i epka) i niewielki ich zasięg dla większości słuchaczy zapewne będzie czymś świeżym i nieznanym. Pierwszą, skromną dekadę działalności zespół zamyka z przytupem, bo pełnoprawnym debiutem w barwach Unspeakable Axe; niezwykle udanym materiałem, który z miejsca stawia ich w czołówce nowej fali klasycznego death metalu – pośród Skeletal Remains, Rude czy Morfin.


