22 marca 2010

Cacophony – Speed Metal Symphony [1987]

Cacophony - Speed Metal Symphony recenzja okładka review coverDwa nazwiska, dwie gitary – jeden niesamowity kąsek. Jason Becker i Marty Friedman pod zbiorczą nazwą Cacophony. Nie oszukujmy się – śpiewy i bębnienia to tu tylko dodatek, poprawny, ale mimo wszystko dodatek. Uwaga! Dla tych, którzy nie wiedzą o co kaman, a widzą okładkę, informacja – to nie jest żaden leszczowy hair metal czy inne glamowe cuś z lat 80-tych. To jest Cacophony, a to znaczy: neoklasyczne, gitarowe popisy z prędkością światła jak płyta długa i szeroka. Ci dwaj panowie to gitarzyści przez wielkie „G”, geniusze wiosłowania po bezmiarach szarpidructwa, arcymistrzowie piórek, magicy gryfów, alfy i omegi progów oraz kosmiczni wyjadacze gitarowych okruchów muzycznego geniuszu. To oni, a szczególnie Becker, byli inspiracją dla rzesz późniejszych gitarowych wymiataczy z Loomisem na czele. Oni i Malmsteen. Ale tego ostatniego nie trzeba było w Cacophony. Tak więc dostajemy do rąk trzy kwadranse wspaniałej, gitarowej wirtuozerii natchnionej duchem Vivaldiego i Paganiniego. Wspomniane wcześniej śpiewy i bębnienia, pomimo bycia określonymi jako dodatek, mają tu jednak jedną ważną funkcję do spełnienia, a mianowicie trzymają wszystkie te arpeggia i skale, sweepy i tapingi w ryzach i nie pozwalają im się zamienić w bezładną papkę dźwiękową – rzeczoną kakofonię. Wokalista sobie coś tam pośpiewuje, tekst już w ogóle nieistotny, a bębniarz nadaje wszystkiemu pożądanej głębi i kopa. Razem z basistą. Aha, na basie siedzi Friedman. Jednak na pierwszym planie zawsze, podkreślam zawsze, są gitary. Nazwanie ich bezbłędnymi… porażającymi perfekcją czy nawet wyśrubowanymi jak normy w PRLu, jest tak samo trafne jak powiedzenie, że Ferrari są szybkie. To trzeba usłyszeć. Trzeba.


ocena: 9/10
deaf

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz