23 marca 2010

Mithras – Behind The Shadows Lie Madness [2007]

Mithras - Behind The Shadows Lie Madness recenzja okładka review coverDwaj muzycy z kraju syfiastym żarciem i polskimi emigrantami płynącego na jakimś etapie swojego rozwoju odkryli Amerykę… potem Florydę… No i czerpią stamtąd pełnymi garściami, a tak w skrócie – są zapatrzeni w Morbid Angel jak partyjny plebs w Jarka Kaczyńskiego. Kolesie grają i brzmią na tym albumie jak etap przejściowy między „Domination” a „Formulas Fatal To The Flesh”. A skoro „Entangled In Chaos” to koncertówka, Behind The Shadows Lie Madness można by spokojnie wcisnąć w jej miejsce i niewielu by się pewnie połapało. Świadczy to o kilku rzeczach. Po pierwsze, chłopy z Mithras grać potrafią konkretnie, a szczególnie Leon Macey, który obsługuje gitary, gary i klawisze – w końcu to techniczny death metal. Pomysłów też mają sporo, ale nie przejdzie mi przez klawiaturę, że są całkowicie ich autorstwa – przez jakieś 90% płyty grają nie tyle po morbidowemu, co jak Morbidzi, a czynią to tak sprawnie, że prawie niczym w tych poczynaniach nie ustępują pierwowzorowi. Nawet w takich szczegółach, jak solówki (a jest ich sporo), praca perkusji (stopy!) czy — i to aż kłopotliwe — interludia/przerywniki instrumentalne. Także brzmienie posiada wyraźne znamiona stylu zespołu zza wielkiej wody i niewiele mu trzeba, by uczynić zeń standardy morrisoundowskie. No i jakimś cudem zdobyli okładkę Seagrave’a… Pozostałe 10% kształtujące ich… hmm… tożsamość to takie detale jak nieco bardziej urozmaicone wokale (w tym odrobina, naprawdę odrobina czystych), elektroniczne dodatki w liczbie niewielkiej, poważne podejście do tekstów (bo to koncept-album) oraz śmielsze potraktowanie melodii (czytać: bardziej niż na „Domination”). Niezależnie od proporcji, Mithras nagrali trzy kwadranse brutalnej, technicznej i zróżnicowanej ekstremalnej muzyki, która bez problemu wpada w ucho; może i na zasadzie reminiscencji, ale nie jestem inż. Mamoniem, żeby tego głębiej dociekać. Największy problem w przypadku takich kapel jest zawsze z oceną, bo Mithras są nieoryginalni aż do przesady, ale z drugiej strony poziom tych wariacji na temat twórczości ekipy Azagthotha jest cholernie wysoki i podważyć go nie można. No i samej płytki słucha się lepiej niż dobrze – pomimo pewnego stopnia złożoności nie wymaga większego przygotowania, a to już duży plus. Najrozsądniejsza wydaje mi się siódemka.


ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.mithras.org.uk

podobne płyty:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz