22 kwietnia 2010

Gorefest – Rise To Ruin [2007]

Gorefest - Rise To Ruin recenzja okładka review coverKto by przypuszczał, że Rise To Tuin będzie ostatnim dokonaniem Holendrów? Tym bardziej, że ich powrót był bardzo, bardzo udany, a Rise To Tuin utwierdził wszystkich, że tych 4 Panów nie powróciło dla samej idei, tylko po to, aby wszystkim zbić dupska. A zbili je równo! Gorefest na swym ostatnim longu zaatakował swoich fanów kompletnie niespodziewaną bronią. Nikt chyba nie spodziewał się, że ta płyta będzie aż tak brutalna, tak ciężka i tak surowa. Ja, jako długoletni fan zespołu, powiem, że nawet przez myśl mi to nie przeszło! Rise To Ruin pod względem brutalności plasuje się tuż obok „Mindloss”!!! Tak, tak, dobrze przeczytaliście, „Mindloss”, a dzięki kapitalnej produkcji i brzmieniu można nawet odnieść wrażenie, że jest jeszcze silniejszy niż debiut. Rise To Ruin można nazwać brakującym ogniwem pomiędzy „Mindloss” a legendarnym „False”! Dlaczego? Tak jak napisałem wcześniej, jest naprawdę brutalny i surowy jak na Gorefest, a jednocześnie nie ma w nim tak dużo jak dotychczas tej unikalnej gorefestowej melodii stworzonej na „False”. Niektórzy mogą czuć z tego powodu mały niedosyt, lecz ta niespodziewana gorefestowa napierdalana powinna go w zupełności zrekompensować. Nie zniknęła natomiast charakterystyczna przebojowość, która zawsze pojawiała się w kilku kawałkach. Tu z takową mamy do czynienia już przy otwierającym album „Revolt”, następującym po nim utworem tytułowym, potem przerwa do numeru 6 „Speak When Spoken To”, w którego refrenie znów można zdzierać gardło do bólu. W tej przerwie mamy nie pojawiające się dotychczas w twórczości Gorefest mroczne intro do najłagodniejszego i najbardziej melodyjnego kawałka na albumie: „A Question Of Terror”. Po nim też jest bardzo interesujący numer, będący jednocześnie najbardziej zróżnicowanym kawałkiem w całej dyskografii Gorefest i drugim kawałkiem pod względem czasu trwania w historii zespołu. „Babylon’s Whores” trwa aż ponad 9 minut i jest wypełniony różnorakim graniem, zaczyna się blastową napierdalaną, potem zwalania, to znów przyśpiesza, to jest melodyjny, to surowy, to przebojowy, to ciężki, to znów łagodny. Album kończy się fenomenalnym, mocnym i charyzmatycznym „End Of It All”. No i niestety „End Of It All” zakończył również wspaniały muzyczny żywot bogów death metalu z Holandii…


ocena: 9/10
corpse

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

1 komentarz:

  1. ja rise bym raczej nazwał brakującym ogniwem pomiedzy false a eraze, na pewno nie miedzy mindloss a false hehe

    OdpowiedzUsuń