7 lipca 2022

Devourment – Obscene Majesty [2019]

Devourment - Obscene Majesty recenzja reviewPamiętacie, kiedy pierwszy raz usłyszeliście „Hell Awaits”? Albo zobaczyliście okładkę starego Cannibal Corpse? Dla mnie takim punktem bez odwrotu była twórczość Marduka. Każdy miał ten moment, kiedy muzyka ekstremalna była jak zakazany owoc. Pewne tabu dźwiękowe, którego przekroczenie wzbudzało lęk i strach przed konsekwencjami.

Teksański Devourment jest znany wszem i wobec za sprawą swojego debiutu „Molesting the Decapitated”, albumu bezmyślnie małpowanego przez całą scenę Brutal/Slam, co nieraz u wielu wzbudzało wręcz uśmiech politowania. Ich następne płyty były już co najwyżej przeciętne i zdawać by się mogło, że kariera grupy będzie polegać już tylko na odcinaniu kuponów.

Na pewno jednak nikt się nie spodziewał, że zespół po raz drugi zredefiniuje Brutalny Death. I do tego jeszcze równo 20 lat od pierwszej płyty. Mam jednak nieodparte wrażenie, że entuzjaści głowogrzmotów niespecjalnie będą mieli ochotę tym razem naśladować swoich mistrzów, bo pod każdym względem mamy do czynienia z dziełem ambitnym i starannie wykonanym, jakby grupa chciała wytłumaczyć ludziom, że nie o to im chodziło, aby każda płyta spod znaku Slam miała gówniane, blaszane gary, ciągłe breakdowny, monotonny wokal bez przerwy i jak najbardziej obleśną grafikę, jaka przyjdzie do głowy.

Bas – największy atut i bohater tejże recenzji, nie dość, że słyszalny, to jeszcze dosłownie prujący flaki i spuszczający bęcki (tak serio to uważajcie na swoje ściany). Selektywnie dobrana perkusja, gdzie słychać poszczególne talerze czysto i wyraziście. Niski i soczysty growling. Nie chcę porównywać gitar do djentu, bo to się będzie wam źle kojarzyło, ale tak, jest 8 strun.

Utwory – bezlitosne i okrutne, ale mające też głębsze dno, co sprawia, że odkrywanie muzyki jest nie lada przygodą. Morderczą i lekko przydługą, choć bynajmniej nie nużącą. Produkcja o idealnym balansie, z zachowanym brudem, ale wciąż bardzo klarowna. Nawet okładka sprzeciwia się standardom, nawiązując do antycznej kultury.

Jak widać, Amerykanie wreszcie wszystkim udowodnili na co ich stać, a na co wcześniej nie mieli ani możliwości technicznych, jak i budżetu. Brutalne granie wciąż może budzić grozę po tylu latach, gdzie wszystko zostało już powiedziane oraz dawać dreszczyk emocji, brzmieć świeżo i nowocześnie.

I powiem na koniec szczerze, że ekipa trochę się zapędziła w kozi róg, bo nie wiem czy będą w stanie dorównać temu, co tu dokonali i na dobrą sprawę, każda kolejna płyta Devourment wydaje się być zbędna. I tylko czas pokaże, czy miałem rację.

A teraz wszyscy co się nie boją wysokich decybeli, marsz na jutuba i słuchać.


ocena: 10/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/DevourmentOfficial

Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. hellalujah:::
    Do Devourment podchodzę bez żadnych sentymentów, Slamu raczej nie słucham. ale ta płyta jest bardzo dobra. Może gwałcę komuś światopogląd, ich debiut się nie umywa do tego "krążka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wręcz przeciwnie. mam wrażenie że sam zespół nie lubi swojego debiutu i patrząc na to jak brzmi Obscene Majesty, to też nie za bardzo chyba im się podoba fakt, jak bardzo ich debiut wpłynął na scenę. Ja sam ogólnie niespecjalnie jaram się brutal death/slam (z kilkoma chlubnymi wyjątkami), dlatego tym bardziej byłem w szoku jak usłyszałem TEN album.

      A jak się to puści na wieży to już w ogóle. Są takie momenty, kiedy bas nieraz wchodzi w breakdown i to tak naprawdę mocno, dając zajebisty efekt, jakby coś ciężkiego spadło na podłogę i się aż kurz uniósł. Ciężko to opisać ale jest taki automatyczny odruch jakby powietrze uderzyło w twarz. Każdy instrument tutaj po prostu rozpruwa flaki i to prawie że dosłownie. Można powiedzieć, że po raz pierwszy w życiu zrozumiałem dlaczego niektórzy ludzie tak maniakalnie szaleją za tym odłamem Death Metalu.

      O Mortician faktycznie się mało mówi, ale to też dlatego, że dawno nic nie wydali, częściowo przez to, że jeden z członków był długo w więzieniu (o zgrozo, w Polsce) co miało niewątpliwie duży wpływ na kondycję grupy. Dla mnie jednak Mortician, mimo brutalnego grania, jest stosunkowo old schoolowy i jest bardziej "piosenkowy" (jeśli można tak to nazwać), dlatego też ich oceniam nieco inaczej niż typowo brutalny death.

      m.u.t.a.n.t.

      Usuń
    2. hellalujah:::
      Tak, tak, ja wiem, Nie o to mi chodziło, by zdeptać ich debiut.
      I zgadzam się z Tobą (sucha, subiektywna ocena), ta płyta jest dużo, dużo lepsza pod każdym względem.

      "A jak się to puści na wieży to..." - sąsiedzi Cię kochają :D

      Co do Mortician, to... i tu wielkie oczy z tym więzieniem.

      Usuń
    3. hellalujah:::
      no faktycznie, siedział w Polsce hehe

      Usuń
  2. hellalujah:::
    Zadziwia mnie jak mało się mówi o Mortician w kontekście takiego grania.

    OdpowiedzUsuń