29 kwietnia 2023

Headhunter D.C. – God’s Spreading Cancer [2007]

Headhunter D.C. - God’s Spreading Cancer recenzja reviewHeadhunter D.C. należy do mojej prywatnej topki, deklasując wiele pierwszoligowych zespołów, których nie będę nawet wymieniać dla uniknięcia kontrowersji. Powodem tego jest nie tylko wierność ideologii Death Metalowej, ogromna pieczołowitość odnośnie każdego aspektu bycia zespołem, zazwyczaj olewanego przez innych (począwszy od koncertów, imidżu, a na lirykach skończywszy), ale przede wszystkim dlatego, że w ich konkretnym przypadku, ich fanatyzm i konsekwencja przekłada się na wyjątkowo udaną dyskografię, co jest samo w sobie wręcz ewenementem, niezależnie od wszystkiego. No ale nadanie sobie ksywy „Baloff” przez lidera grupy, Sergio Borgesa, do czegoś w końcu zobowiązuje.

Nie ma jakiekolwiek elementu, który byłby losowy, nieprzemyślany, czy zrobiony po linii najmniejszego oporu. Nawet okładka, choć kiczowata (z powodów budżetowych), ma swój koncept, pomysł i czar, a pulchna książeczka wypełniona po brzegi informacjami, zdjęciami, bardzo osobistymi dedykacjami, grafikami powinna zawstydzić 99% dostępnych wydawnictw na rynku, które robione są na odwal się i sprzedawane za ciężkie pieniądze. Tak się właśnie powinno tworzyć i wydawać muzykę – dając z siebie jak najwięcej fanom. Zresztą temu jest również poświęcony ostatni hymn na tej płycie „Long Live the Death Cult”.

Żeby była jasność – nie ma żadnych słabych utworów, jest ogromna różnorodność styli, nawet intro jest ciekawe, ze względu na oryginalny pomysł wplecenia fragmentu żywej publiki z koncertu, jakby za punkt honoru obrano sobie pokazanie, że jesteśmy świadkami magicznego misterium dla wybranych. Co mogę polecić? Otwierający płytę „God is Dead” perfekcyjnie obrazuje geniusz zespołu w budowaniu napięcia i rozwijaniem poszczególnych motywów w celu uzyskania maksymalnego efektu mroku. Do godnych polecenia przychodzą mi na myśl „Stillborn Messiah”, „Contemplation (To the Fire)” (moje prywatne faworyty) czy oparty na refrenie “Black Miracle” i tytułowy track. Najlepiej to sobie puścić, bo żadne słowa nie oddadzą tu sprawiedliwości, tego co się dzieje. Dodatkową atrakcją jest cover nieznanemu nikomu ThrashMassacre (ich historia jest opisana w książeczce), stanowiący swoiste uhonorowanie podziemia. Jest to zdecydowanie lepszy pomysł, niż jakbym po raz kolejny miał słuchać tych samych hitów od Morbid Angel, czy Celtic Frost, jak to zazwyczaj bywa przy coverach.

Dlatego też każdy, kto autentycznie kocha i żyje tą muzyką i chce inteligentnie napisanej płyty, nie powinien przejść obojętnie, łącznie z największymi malkontentami. Obawiam się więc, że nie ma innego wyjścia, niż grzecznie pokłonić się przed Kultem Śmierci i docenić monstrualną pracę, jaka była włożona w stworzenie tego albumu.

Na koniec pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów do przemyślenia z liner notes, autorstwa frontmana:

„and no matter how long we take to release a new album, we’ll NEVER betray our principles (…), after all we’re not dealing with just plain business here. It’s about PASSION above all! (…) we aren’t like certain bands that release one album each year with results almost always worthless. (…) Death Metal for us does not mean a heap of disconnected notes resulting in senseless riffs (riffs?), monotonous grunts and 10.000 beats per minute. (…) At last, have a good listening (and of course, a good reading, as the lyrics are also a very important part in this work), bang your fucking’ head off at the loudest volume possible and stay away from God. We are God’s Spreading Cancer…”.

ocena: 10/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/HeadhunterDc
Udostępnij:

3 komentarze:

  1. hellalujah :::
    bardzo GRILL majówka okładka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten blog zawsze jest na czasie

      Pestifer - potwierdzam, tutaj się zgadzamy i cieszę się, że się przekonałeś, bo to bardzo dobra, doświadczona kapela, która wie, jak należy klecić utwory. Miłego słuchania!

      mutant

      Usuń
  2. PESTIFER wydał kolejną ciekawą rzecz, tj. EP Defeat of The Nemesis. Przy recenzji Expanding Oblivion coś tam bełkotałem, że jednak niefajne, ale od dwóch tygodni słucham z radością wszystkich trzech pełnych albumów i nowego EP.

    OdpowiedzUsuń