2 maja 2023

Torchure – The Essence [1993]

Torchure - The Essence recenzja reviewPo tragicznym wypadku, w wyniku którego zginęli m.in. Andreas i Torsten Reissdorf, z Torchure odszedł również gitarzysta Tomas Hatt, który nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nie wyobrażał sobie dalszej współpracy. W tej sytuacji istnienie zespołu zawisło na włosku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pozostali muzycy definitywnie zakończyli działalność, nikt by im też tego nie wypominał. Mimo to, po kilku miesiącach Martin Matzak i Stefan Pickbrenner zdecydowali się uhonorować braci i doprowadzić ich dzieło do końca.

Do odrodzonego zespołu zwerbowano braci (!) Staller na gitary, basistę o xwie Dr. Fressenius oraz… klawiszowca Patricka Felsnera, który w przeciwieństwie do kolegów z metalem nie miał dotąd nic wspólnego. W tym składzie Torchure rozwinęli styl z debiutu i śmiało pchnęli go w kierunku, o którym już wcześniej myślał Andreas Reissdorf (a czego przedsmak znajduje się na składaku „This Stuff's 2 Loud 4 U”): więcej klawiszy i więcej klimatu. W ten sposób powstała płyta mająca dużo wspólnego z „Beyond The Veil”, a jednocześnie zupełnie od niej inna. Co ciekawe i paradoksalne, „The Essence” jest materiałem jeszcze brutalniejszym od debiutu: szybszym, cięższym i bardziej agresywnym – już od pierwszych taktów „Invisible Truth” Torchure nie szczędzą blastów i naprawdę wgniatających riffów, których nie powstydziłby się Gorefest. Nawet wokal Martina brzmi mocniej – tak jakoś niechlujnie i dziko.

Ekstremalne wyziewy to tylko jedna strona „The Essence”, bo zespół równolegle rozwiną się w przeciwnym kierunku i wprowadził do swojego stylu także dużo wpływów doom czy surowego death/domm – kłaniają się szczególnie debiuty Paradise Lost i Tiamat. To właśnie w tych wolniejszych partiach — poza niekoniecznie udanymi instrumentalnymi przerywnikami — wyraźnie do głosu dochodzą klawisze, co jednak nie znaczy, że w jakimkolwiek stopniu łagodzą muzykę. Wręcz przeciwnie – czynią ją bardziej ponurą i przygnębiającą. To wrażenie potęguje bardzo szorstkie brzmienie albumu, tak różne od stosunkowo wypolerowanego „Beyond The Veil”.

Bardzo duże kontrasty w muzyce i jej nastroju sprawiają, że w dość rozbudowanych strukturach utworów czasem coś zgrzytnie, zwłaszcza kiedy między skrajnymi elementami brakuje płynnych przejść. Można to potraktować jako drobną wadę, można też uznać, że takie zabiegi podkreślają gwałtowny charakter „The Essence”. Dla mnie o wiele istotniejsze jest to, że Torchure trochę stracili na chwytliwości, a poszczególne kawałki nie są tak wyraziste jak na debiucie – i właśnie to przesądza o odrobinę niższej ocenie.

„The Essence” to nie tylko jedna z lepszych ekstremalnych płyt nagranych we wczesnych latach 90. za naszą zachodnią granicą, ale i pełnoprawny klasyk europejskiego metalu śmierci, który można śmiało stawiać obok „You'll Never See…” czy „Mindloss”. Poza tym to godne epitafium dla Torchure.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/profile.php?id=100063722619476

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

1 komentarz: