23 marca 2010

Comecon – Megatrends In Brutality [1992]

Comecon - Megatrends In Brutality recenzja okładka review coverTytuł debiutu Comecon chyba dość dobrze oddaje sytuację panującą naonczas na szwedzkiej ziemi (a właściwie w podziemiu), wszak początek lat 90. ubiegłego wieku to największe sukcesy głównych jej przedstawicieli. Właśnie wtedy, gdzieś pośród tuzów pokroju Entombed, Dismember, Unleashed czy Grave egzystował sobie twór dość osobliwy, bo składający się jedynie z dwóch napakowanych pomysłami wioślarzy. To oni sklecili ten czterdziestominutowy materiał, zawołali po wokalistę i ruszyli do Sunlight, żeby wszystko zarejestrować tak, jak na prawdziwych Szwedów przystało. Rezultatem jest opisywany Megatrends In Brutality, który — choć średnio znany — na tle innych, popularniejszych wyziewów z tego kraju prezentuje się całkiem nieźle i nie odstaje zbytnio od najlepszych. Po prostu, jest tu niemal wszystko, co w tym gatunku najlepsze: szorstkie, ciężkie gitary, wpadające w ucho melodie, brutalne dopierdy i solidne zwolnienia. W paru kawałkach mamy ponadto pewne (umownie) epickie zagrywki i chórki, które wcale nie są odległe od tego, co proponowali ich krajanie z Edge Of Sanity. Z powyższego wynika spora różnorodność tej płyty – dla każdego znajdzie się coś miłego, choćby gustował tylko w soku z gumijagód i wypchanych wiewiórkach. Dla niektórych dodatkowym atutem będzie z pewnością obecność L.G. Petrova, który gościnnie wydziera tu ryja, a robi to na swoim wysokim poziomie. Te jedenaście kawałków wchłania się bezproblemowo, bo słychać, że powstały bez zbytniego napinania się i chęci zadziwienia świata – ot klasyczny szwedzki death metal do trzepania łbem i nucenia pod nosem. Największy problem nie tylko z tą płytą, ale ogólnie – z tym zespołem polega na braku żywego bębniarza. Niestety, na Megatrends In Brutality tłucze się automat, do tego zaprogramowany w bardzo prosty i niekiedy boleśnie monotonny sposób. Trochę to razi, nie powiem, ale po kilku(nastu) przesłuchaniach można się jakoś przyzwyczaić. Jedyny plus z użycia maszyny widzę w tym, że dzięki niej Comecon mieli najrówniejsze blasty w szwedzkim death metalu, choć to żadna pociecha. Aż dziwne, że nie zaangażowali Nicke Anderssona, który bez oporów grał wtedy z kim popadnie. Mimo wszystko chłopaki we trzech poradzili sobie naprawdę zacnie, a jak mi nie wierzycie to posłuchajcie „Wash Away The Filth”, „Good Boy Benito” albo „The Future Belongs To Us” – czy tak wygląda słabizna?


ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: hem.passagen.se/rasmuse/COMECON/Comecon.html>

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:

Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz