Płyt lepszych od Left Hand Path i zespołów bardziej konsekwentnych od Entombed w szwedzkim death metalu nie brakuje (pogróżki i ładunki wybuchowe możecie wysyłać na adres deafa – tylko nie żałujcie znaczków), ale próżno szukać wśród nich czegoś bardziej kultowego, kanonicznego, znaczącego i inspirującego. Fakt to niepodważalny, bo wpływem na tamtejszą scenę debiut Entombed ustępuje jedynie wczesnym dokonaniom Bathory. Jest i druga strona medalu, bo każdy kij ma dwa końce, a na dwoje babka wróżyła… Czy jakoś tak. Chodzi mi o to, że o ile w zepsutej Ameryce death metal szybko się rozgałęził w poszukiwaniu oryginalności (wszak trudno porównać np. Rottrevore do Cynic), tak w Szwecji przez (zbyt) długi czas prawie wszystko kręciło się wokół patentów wypracowanych przez Nicke Anderssona i spółkę w murach Sunlight, co zaowocowało wysypem totalnie wtórnych epigonów i w krótkim czasie doprowadziło do załamania gatunku. Zanim to jednak nastąpiło, Left Hand Path narobił na scenie olbrzymiego zamieszania, wytyczając nowe szlaki w brutalnym graniu. Nie umniejszając jakości materiału, nie można pominąć i tego, że zespół miał też odrobinę szczęścia – Nihilist/Entombed pojawili się we właściwym czasie i miejscu. Natomiast już zasługą ciężkiej pracy jest to, że potrafili tą szansę wykorzystać. Duża w tym zasługa nieprzeciętnego talentu spiritus movens tej ekipy – Nicke Anderssona, którego umiejętności czysto techniczne, pomysłowość i łeb do fajnych aranżacji wywindowały Entombed wysoko ponad konkurencję, która dopiero uczyła się podstaw obsługi swoich instrumentów. Z takim liderem zespół mógł sobie pozwolić na wyjście ponad najbardziej typowe schematy, co przełożyło się na przynajmniej kilka fantastycznych utworów. Dla mnie numerem jeden jest świetnie skomponowany kawałek tytułowy, który rozpoczyna się ciężkim jebnięciem z grubej rury, by w drugiej części zmiażdżyć klimatem, solówką i wciągającą melodią – coś wspaniałego! Często spotykam się z opinią, jakoby to był najlepszy numer, jaki Szwedzi kiedykolwiek stworzyli; a ja, cóż, mogę tylko przytaknąć. Bardzo dobre — choć już nie tak mocne — wrażenie robią ponadto „Drowned”, „But Life Goes On”, „Premature Autopsy”, „Morbid Devourment”, „Bitter Loss” czy „Supposed To Rot” – każdy z nich zawiera jakiś haczyk — wyjątkowo tnące riffy, nietypowe zmiany tempa, chwytliwe teksty, ect. — który momentalnie przykuwa uwagę. Niestety nie wszystkie utwory trafiają do mnie z taką łatwością, jak te wymienione, bo po dokładniejszym wsłuchaniu się w Left Hand Path można wyczuć między nimi pewne różnice w poziomie – oczywiście na korzyść tych nowszych. Te dysproporcje nie są jednak na tyle duże, żeby zakłócić odbiór albumu czy w jakikolwiek sposób do niego zniechęcić. Left Hand Path to pozycja obowiązkowa na półce każdego fana death metalu, nie tylko jego szwedzkiej odmiany.
ocena: 8/10
demo
inne płyty tego wykonawcy:
podobne płyty:
- COMECON – Megatrends In Brutality
- DISMEMBER – Like An Everflowing Stream
Po takiej recce i ocenie dziwię się, że nie wylała się tu jeszcze fala hejtu hehehe. Jeden z najlepszych albumów w historii gatunku, ze Szwecji to być może nawet numero uno z metalu śmierci. Mega oryginalna muza i brzmienie, inspiracja i wzór do naśladowania dla setek kapel, hit na hicie (melodyjność i rytmiczność tego krążka zawsze mnie powalała na kolana), do tego połączone to z ambitnymi pomysłami, a tu tylko wyceniane na 8/10. Do tego, jak widzę słabiej od Serpents Saints. Widzę, że lubisz jechać kontrowersyjnie w reckach, ale każdy ma do tego prawo. Radek
OdpowiedzUsuńPrzyczyna braku hejtu jest jeszcze bardziej hardziorowa niż opinia w recce - ano Entombed, stary czy nowy, ma u nas takie se branie. Mnie zawsze bardziej jarała Ameryka, a że recka polega na gustach i guścikach, nie zaś na ocenie samego wpływu - to sruuu, wyszło na 8. Jakby było więcej 'tytułowców', to i do 10 byśmy dobili.
UsuńBez przesady. Ok, tytułowy jest nie do przebicia, ale pozostałe też są niczego sobie:
UsuńWhen Life Has Ceased - Ultra chwytliwość
Bitter Loss - Lekka psychodela
Morbid Devourment - Posępność
The Truth Beyond - "Końcowość"
Carnal Leftovers - Death n' Roll'owość
Premature Autopsy - Tutaj nie muszę tłumaczyć
Prawda jest taka, że Clandestine jest lepsze. Left Hand Path ma kult ze względu na historię. Album sam w sobie nie dorównuje Carnage, Dismember... Hejtu nie będzie, bo trudno się nie zgodzić z krytyką. Ja osobiście czczę Brazylię
OdpowiedzUsuńmutant
Ach, mój pierwszy kupiony oryginał wieku temu. Płyta, która się nie starzeje i do dziś dostaję gęsiej skórki na krzyk w otwieraczu. Widzę, że nie ma recki ostatniej wartej przesłuchania ich płyty z oryginalnego Entombed czyli Clandestine i bardzo chętnie uzupełnię tę luję hehe.
OdpowiedzUsuńA ty wiesz, że ja teraz słucham Entombed - Uprising? Co o tym myślisz? Ja do Entombed miałem zawsze mieszane uczucia. Zawsze wolałem Dismember (!!!!), poza tym, Entombed szybko się wyprztykał z dobrych płyt i przeszedł w mieliznę. Entombed AD pokochałem od razu i Back to the Front to jest dla mnie tak naprawdę trzecia, prawdziwa płyta Entombed (walić Wolverine Blues), a Dead Dawn, to jest mój ulubiony album z całej dyskografii w ogóle. Ponieważ tak bardzo mi się to spodobało, zacząłem sprawdzać te inne płyty Entombeda i najpierw spodobało mi się Morning Star, potem To Ride..., a potem za 20 zł kupiłem 2cd Same Difference (dobra cena). Teraz w końcu kupiłem sobie Uprising. I na początku myślałem sobie, że totalne dno, ale za 6-tym razem, zacząłem doceniać te małe smaczki, które Entombed kładzie. To był, jakby nie patrzeć, Motorhead Death 'n' Roll, ale za bardzo szli na spontana, a za mało na dobre płyty. Jak na taki legendarny zespół, to mało kto wymienia ich płyty poza pierwszymi dwoma.
UsuńCzy mówiłem już, że kocham Dismember? Oby wydali nową płytę, bo wiem, że tak jak Benediction, dadzą radę.
Zasadniczo podpisałbym się z Twoją opinią. Dismember bez wątpienia jest całościowo zespołem lepszym. Dyskografia nie posiada tam słabych punktów. Like An Ever Flowing Stream to również arcydzieło. Po prostu Entów poznałem wcześniej i tyle. Gdybym najpierw poznał Disów to ich płyta byłaby pierwsza hehe (płyta oczywiście i tak zawitała w bibliotece). Wracając do Entów. Uprasing? Szczerze nie pamiętam. Słuchałem ich kiedyś dość sporo, nawet tego death'rollu (próbowałem się przekonać) i z pewnością trzeba ich docenić w stworzeniu nowego podgatunku, ale po czasie przestałem słuchać poza dwiema pierwszymi (owszem walić Wolverina) aż do Ent A.D. i gdy L-G wrócił do grania death metalu. Nowe płyty są bardzo dobre udawadniające, że legenda wciąż potrafi w death metal. Nieodżałowana szkoda, że L-G odszedł. Warto też zapoznać się z jego innymi dziełami. Firespawn i ich ostatnia płyta Abominate to chyba najcięższe dokonanie Petrova.
Usuń