17 października 2011

Immortal – Blizzard Beasts [1997]

Immortal - Blizzard Beasts recenzja reviewZnany wszystkim syndrom trzeciej płyty to niezwykle poważna sprawa – wszak „trójka” to miernik rzeczywistego potencjału kapeli, dowód na okrzepnięcie prezentowanego stylu i — często — pokaz najwyższej formy. W przypadku Immortal taka gadanina jest gówno warta, bo chociaż „Battles In The North” to krążek dość udany i wstrzelony w odpowiedni czas (mać!), to właśnie czwarty w kolejności Blizzard Beasts jest największym osiągnięciem Norwegów. Produkcyjnie może i kuleje na obie nogi (szczególnie z perspektywy czasu), ale za to od strony muzycznej jest niespełna półgodzinnym (w tym intro!) pokazem brutalnej, chaotycznej siły. Zespół popełniał już wcześniej szybkie płyty, ale dopiero na opisywanym krążku szybkości towarzyszą znacznie większa dynamika i bardziej przemyślane aranżacje, a to przekłada się na większą moc oddziaływania na układ nerwowy. Chłopaki (w tym nowy perkman – Horgh) poprawili umiejętności (co nie oznacza, że nagle jest równiutko…), jednak nie zatracili przy tym pierwotnej dzikości i nadal grają w sposób bezkompromisowy. Gitary wycinają krótkie (jak jest mało czasu, to trzeba się streszczać ze wszystkim!), ciężkie, a przy tym chwytliwe riffy, a ponadto co kilka minut dostajemy w uszy zmolestowanym solosem (jest ich bodaj trzy, więc to prawdziwe zatrzęsienie), który z łatwością przewierci się przez każdy miodek asekuracyjnie ubity w małżowinach. Jest to niesamowicie intensywna, potęgowana zabrudzonym brzmieniem rzeź tylko dla masochistów i koneserów gatunków szczególnie ekstremalnych. Ową intensywność sprytnie podkreśla jedyny (bo intro lepiej przemilczeć) wyjątek od sprinterskiej reguły – trwający ponad sześć i pół minuty genialny „Mountains Of Might”, który — tak się jakoś dziwnie składa — jest moim ulubionym kawałkiem Immortal w ogóle. Kapitalny utwór, którego dużym atutem jest wyjątkowe zróżnicowanie – znalazło się w nim miejsce na wyraźne zmiany tempa, klawisze, akustyczne pasaże i sporo klimatu, choć i sieczka jest jego istotną częścią. Wpada w ucho po pierwszym przesłuchaniu i zawsze z przyjemnością się do niego wraca. Immortal na Blizzard Beasts morduje i poniewiera, jednak ani nie nudzi, ani nie męczy, wobec czego warto po tę płytkę sięgnąć. Najlepiej po wersję z logosem wytłoczonym na pudełku.


ocena: 10/10
demo
oficjalna strona: www.immortalofficial.com

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

1 komentarz:

  1. zapomniałeś tylko dodać, że muzyka ma cholernie dużo inspiracji Morbid Angel, które są tak oczywiste, że każdy powinien je od razu rozpoznać. Nie jest to zarzut, bo Blizzard Beasts jest albumem wspaniałym, choć traktowany jest on nieco jako przejściowy między dwoma epokowymi dziełami Immortal (Battles i At the Heart)

    OdpowiedzUsuń