Jak ten czas zapieprza! Nie tak dawno jarałem się świeżutkim „Pinnacle Of Bedlam”, a tu Suffocation atakuje kolejnym albumem. Naprawdę trudno w to uwierzyć, że te krążki dzielą aż cztery lata! W międzyczasie Amerykanie nie próżnowali, co oczywiście najbardziej widać po składzie, który został poważnie odmłodzony. Do tego stopnia, że jest w tym coś zabawnego – wszak w momencie wydania „Effigy Of The Forgotten” ani Erica Morotti ani Charlie’go Errigo nie było nawet na świecie (a być może i w planach), natomiast kiedy ruszyli do podstawówki, zespół już nie istniał. Jak się okazało, wiek tej dwójki nie stanowił wielkiej przeszkody w fachowym wypełnianiu przez nich obowiązków Muzyka Suffocation, choć żeby była jasność – ich wkład twórczy w …Of The Dark Light jest raczej niewielki, a do poziomu poprzedników jeszcze trochę im brakuje. Dotyczy to zwłaszcza Erica, który cierpi na główną przypadłość młodych perkusistów – nie wie, jak w atrakcyjny sposób zagospodarować zwolnienia, więc gra rzeczy proste i dosyć nieciekawe, czego przykład mamy już w pierwszym z brzegu „Clarity Through Deprivation”. Ale nic straconego, jeśli chłopak utrzyma posadę, będzie miał szansę się poprawić. Druga, znacznie poważniejsze kwestia, która mi nie robi w związku z …Of The Dark Light to brzmienie tego materiału – bardzo sterylne, przesadnie wypolerowane i pozbawione należnej zespołowi mocy (i dołów), zwłaszcza w wolnych partiach, które powinny miażdżyć. Niestety, wyraźnie czuć tutaj chęć wpisania się w panujące na brutalnej scenie — a dla mnie niezbyt zrozumiałe — tendencje, a to duży błąd. Kurwa, to Suffocation mają ustanawiać standardy i być wzorem do naśladowania, a podążanie za modą, w dodatku tak głupią, jest w ich przypadku zdecydowanie nie na miejscu. Te dwa zgrzyty przesądzają o tym, że oceniam album niżej niż „Pinnacle Of Bedlam”. A dlaczego i tak wysoko? To proste – Suffocation (a konkretnie Hobbs i Boyer) ponownie stworzyli kawał bardzo porządnej muzyki – brutalnej, intensywnej i pogmatwanej. Nie spodziewajcie się jednak po …Of The Dark Light jakichś znaczących zmian czy nowości względem poprzednika – cała jazda odbywa się w ramach udoskonalanego latami stylu zespołu, w którym zawsze jest dość miejsca na ostry dopierdol, jak i techniczne szaleństwa. Kto więc raz się już wkręcił w muzykę Suffocation, ten i tym razem będzie miał sporo powodów do radości i trząchania kłakami. Pozostali mogą sobie ten krążek darować. Aha, w ramach rewitalizacji staroci z „Breeding The Spawn” wzięto na warsztat „Epitaph Of The Credulous”.
ocena: 8/10
demo
oficjalna strona: www.suffocationofficial.com
inne płyty tego wykonawcy:
Napiszę to tak. Nie wybaczę nikomu, kto krytykował Blood Oath, bo to było apogeum Suffocation. Piszę to tak prewencyjnie. Jeśli więc, drogi czytelniku, źle myślisz o tej płycie, idź precz, przepadnij. Ani wcześniej, ani później nie stworzyli czegoś tak totalnego. Ich ostatni album miał fajną balladę, co brzmi śmiesznie samo w sobie. Ten album jest prosty jak konstrukcja cepa, ale ma to swój urok. Można sobie puścić ten album dwa razy w ciągu godziny i nie nudzi. Jest tutaj geniusz, ale trzeba grzebać. Dla mnie mistrzostwem jest, było i będzie Blood Oath.
OdpowiedzUsuńmutant
Jaka ballada na "Pinnacle..."?!! Sullen Days zaczyna i kończy się spokojnie, ale to nie powód, żeby nazwać to balladą (czyli totalnym badziewiem).
UsuńHumam Waste 7,5
Effigy... 8,5
Breeding... 9
Pierced... 9,5
Despise... 9,5
Souls... 6
Suffocation... 4
Blood... 5
Pinnacle... 6,5
...of the Dark... 3
Blood Oath to dla mnie przede wszystkim sentyment! Może nie ich najlepsza, ale kojarzy sie z tym jak miałem 5-6 lat! Sam przez długi czas nie przepadałem za nimi, ale po latach płytę świetnie się słucha. Przez pare miesięcy w głowie siedział mi otwierający riff z Dismal, aż pewnego dnia, puściłem sobie z kompa płytę i aż uśmiech się pojawił na twarzy. To jest to! Samą płytę uważam za ich najbardziej dziwaczną. Ona jest BARDZO nietypowa!
Usuń