27 kwietnia 2024

Skeletal Remains – Fragments Of The Ageless [2024]

Skeletal Remains - Fragments Of The Ageless recenzja reviewCzas zapieprza, standardy się zmieniają… Jeszcze dziesięć lat temu Skeletal Remains byli czymś na pograniczu obiecującego debiutanta i scenowej ciekawostki – zespołu, który z krańcowego braku oryginalności zrobił paten na siebie. Niektórych to zachwyciło, inni byli oburzeni tak bezczelnym kopiowaniem starych patentów. A obecnie? Podejście Amerykanów do grania specjalnie się nie zmieniło, oryginalność wciąż nie jest ich najmocniejszą (a ściślej – jakąkolwiek) stroną, jednak podejście słuchaczy/krytyków już tak, co kapela zawdzięcza swojej konsekwencji, coraz wyższej jakości kolejnych wydawnictw oraz, co przecież niewykluczone, kontraktowi z dużą wytwórnią.

W przypadku Fragments Of The Ageless Skeletal Remains bez zbędnych ceregieli przechodzą do konkretów i napierają/zachwycają od pierwszego utworu, który brzmi niemal jak „Summoning Redemption” na speedzie. Motoryka tego kawałka jest zabójcza, a jego aranż (doprawiony świetnymi solówkami) wyjątkowo nośny, więc zanim przejdziemy do kolejnego, „Relentless Appetite” trzeba powtórzyć przynajmniej kilka razy. Tak dla pewności, czy aby na pewno jest zajebisty, czy to tylko chwilowe zauroczenie. Jest zajebisty! To się nazywa zacząć z wysokiego C! Najlepsze jest jednak to, że zespół nie odpuszcza, do końca serwując bezbłędny klasyczny death metal, w którym w naturalny sposób przenikają się wpływy Morbid Angel (z naciskiem na „Gateways To Annihilation” i… „Formulas Fatal To The Flesh”), Deicide (ta cudna rytmika w „Forever In Sufferance” i „Void Of Despair”) oraz Hate Eternal (w momentach największej sieczki oraz, co ciekawe, tych bardziej klimatycznych).

Mimo tych jakże oczywistych zapożyczeń i nieodbiegającego od kanonów brzmienia (Dan Swanö ponownie zajął się wykończeniówką), daje się odczuć, że Skeletal Remains stawiają na świeżość i powoli budują — no, próbują budować — własną tożsamość, uwypuklając te elementy, w których mogą najbardziej zabłysnąć, a rezygnując z tych, które są już nadużywane. Stąd też na Fragments Of The Ageless mamy mnóstwo aranżacyjnych smaczków, wysyp błyskotliwych solówek, doskonale obliczone zmiany tempa i lepiej dopasowany do death metalu z przełomu wieków — a przez to mniej vandrunenowski, niestety — wokal. W skrócie: poziom zajebichy jest tu wyśrubowany i właściwie nie ma się do czego przyczepić.

Nie ma, choć ja jednakowoż sypnę paroma, dla większości odbiorców nieistotnymi, uwagami. Po pierwsze – brzmienie. Że jest dobre i naturalne, to się rozumie samo przez się, aaale odnoszę wrażenie, że Swanö mógł w miksie mocniej wyeksponować centralki oraz bas (który swoją drogą i tak jest wyraźniejszy, niż kiedykolwiek wcześniej) – tak dla mojej chorej satysfakcji. Po drugie – tracklista. Zrezygnowałbym z coveru Hate Eternal (wyszedł cacy, ale to niczego nie zmienia), wywalił nieistotny przerywnik „Ceremony Of Impiety” (nawet w nim podlatuje Morbidami), a w jego miejsce wstawił efektowny instrumentalny „…Evocation (The Rebirth)”, zaś doskonały i szalenie rozbudowany „Unmerciful” przesunął na koniec – tak dla spójności i lepszego efektu.

Pośród wielu mniejszych i większych (w tym tych nadchodzących) rozczarowań 2024 Fragments Of The Ageless jawi się jako prawdziwa perła. W przeciwieństwie do starszych i bardziej utytułowanych kolegów muzycy Skeletal Remains nie pozwolili sobie na fuszerkę, więc ich płyta bez żadnej taryfy ulgowej trafi do czołówek podsumowań za ten rok.


ocena: 9/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/SkeletalRemainsDeathMetal

inne płyty tego wykonawcy:

podobne płyty:






Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Po początkowym paragrafie się przestraszyłem, że będzie źle. Nie słyszałem, ale na pewno usłyszę. SR mają swoją własną niszę, bo mało komu chce się plagiatować ten charakterystyczny styl lat 89-93 Road Runnera a tak szczerze, to jest to chyba jedyny zespół na świecie naśladujący wczesny Malevolent Creation z nutką Pestilence. I owszem, 3 i 4 płyta mocno śmierdzi Morbid Angel, ale i tak dobrze że istnieją. Mój zarzut byłby do okładki, ich poprzednie świetnie się wpisywały w tamten styl, ta natomiast jest zdecydowanie współczesna w złym tego słowa znaczeniu. Ale i tak łykam bez popity.

    OdpowiedzUsuń