2 maja 2012

Vital Remains – Forever Underground [1997]

Vital Remains - Forever Underground recenzja reviewForever Underground do czasu wydania „Dechristianize” był bez wątpienia największym rodzynkiem w dyskografii Vital Remains, choć pewnie i dziś dla wielu fanów jest szczytowym osiągnięciem Amerykanów. Nie ma się czemu dziwić – wszak zawiera wszystko co najlepsze z „Into Cold Darkness”, będąc jednocześnie jego naturalnym rozwinięciem. Więcej tu klimatów typu „Immortal Crusade”, z tym że całość jest (uwaga! lecą banały…) znacznie brutalniejsza, szybsza, bardziej techniczna, rozbudowana, a ponadto okraszona znakomitymi solówkami. Ba! – nawet logo jest lepsze! Ma to oczywiście związek z bardzo istotnymi zmianami w składzie – z ludzi, którzy nagrywali debiut został tylko Tony Lazaro, a Joe Lewis przeszedł na pozycję wokalisty/basisty (choć basu na ten album i tak nie nagrał). Wiadomo – we dwóch wiele by nie zdziałali, więc do kapeli trafił piekielnie utalentowany człowiek-orkiestra, Dave Suzuki, który zarejestrował gary, gitarę solową i akustyczną. A tak – akustyczną! To na Forever Underground (a dokładnie w „I Am God”) pojawiła się nowalijka, która z miejsca stała się jednym z największych znaków firmowych Vitali – solówki na akustyku wplecione w konkretną death metalową siekę. Pomysł stosunkowo prosty, ale jak trafiony! Słuchając tych wspaniałości ma się pełne gacie i dolną szczękę na podłodze. Nie umniejsza to jednak w niczym pozostałej zawartości albumu, bo powodów do zachwytu jest tu znacznie więcej. Równie dobrze prezentuje się wokalno-liryczna strona płyty. Szczególnie ciekawy jest tekst utworu tytułowego, który można traktować jak swego rodzaju manifest ideowy czy deklarację programową – „I am forever underground” w ustach Joe Lewisa brzmi cholernie szczerze. Utworów na płycie mamy tylko sześć (w tym krótkie interludium „Farewell To The Messiah”), co daje niewiele ponad 42 minuty, i — tak jak w przypadku „Into Cold Darkness” — niedosyt, szczególnie ze względu na wyraźne podwyższenie poziomu, jest ogromny. I to by była w zasadzie jedyna — choć bolesna — wada płyty, bo do brzmienia (czyste i odpowiednio ciężkie), czy oprawy graficznej (bez cudów ale estetyczna) nie widzę sensu się dopieprzać. Trudno się od tego materiału oderwać, zapewniam! Stąd też bez namysłu stawiam poniższą ocenę. Jeśli ktoś dotąd nie słyszał „Dechristianize”, to spokojnie może dodać jeszcze punkt – na pewno nikt się o to nie obrazi.


ocena: 9/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/vital.remains.official/

inne płyty tego wykonawcy:

Udostępnij:

2 komentarze:

  1. Płyta, która nigdy się nie nudzi! Dla mnie kult i chuj! I am God to jeden z deathowych anthemów, szkoda że już tego nie chcą grać live.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebista recenzja. Płyta pomnik ! Zważywszy na to że Lazaro twierdzi że ma nagranych ponad 20 kawalków to nie mogę się już doczekać nowego albumu !

    OdpowiedzUsuń