2 września 2012

Morningless – Distance [2011]

Morningless - Distance recenzja okładka review coverNa samą myśl o pisaniu o kolejnej nieznanej, choć niemłodej, kapeli grającej melodyjny death metal zbiera mi się na rzyganko, jednak w tym przypadku warto było się przemóc. W końcu to Kanadyjczycy, więc pojawia się jakaś gwarancja, że na samych oklepanych banałach się u nich nie skończy. No i tak jest w istocie, choć oryginalności nie należy się spodziewać. Oczywiście, At The Gates wyziera tu niemal z każdej minuty, tu i ówdzie zaleci starym (czyli „przednuclearblastowskim”) Soilwork czy nawet God Dethroned, a melodiom nie ma końca, ale miesza się w to wspomniana kanadyjskość, dzięki której tempa są zupełnie przyzwoite (chłopaki nie zaniedbują blastów), poziom agresji również, a techniczne zagrywki towarzyszą co trzeciemu riffowi. Pomimo dość wąskich ram stylistycznych — a te są naprawdę wąskie przy założeniu, że nie chce się bawić w kołysanki dla przedszkolaków – stąd też zamiast czystych zaśpiewów trafiają się świńskie chrząknięcia — materiał wyszedł Morningless zadowalająco zróżnicowany, energetyczny, dobrze brzmiący, łatwy w odbiorze i… krótki. Nie ma się co oszukiwać – jak skocznie by nie grali, zainteresowanie melodyjnym death metalem u słuchacza można utrzymać tylko przez pewien czas. Kanadyjczykom się udało zupełnie nieźle, przez co do takiej płytki łatwiej powrócić niż do kolejnego przesłodzonego kloca. Poza tym wydaje się, że zespół jest perspektywiczny i idzie we właściwym kierunku – na Distance najbardziej przewidywalne i typowe dla gatunku są te najstarsze kawałki — „Window” i „Shades Of Cruelty” — które pierwotnie znalazły się już na epce z 2007 roku. W pozostałych mamy więcej urozmaiceń i kanadyjskiego charakteru, a to pozwala ze spokojem patrzeć w przyszłość. No chyba, że się wcześniej rozpizgną, co nie byłoby niespodzianką przy tak owocnej karierze.


ocena: 7/10
demo
oficjalna strona: www.morningless.net
Udostępnij:

0 comments:

Prześlij komentarz