22 grudnia 2016

Entombed A.D. – Dead Dawn [2016]

Entombed A.D. - Dead Dawn recenzja okładka review coverNie ukrywam, że wszelkie zajawki poprzedzające Dead Dawn brzmiały bardzo obiecująco i narobiły mi na ten album sporego apetytu. Do tego stopnia, że zaraz po premierze pędziłem do sklepu jak pojebany. A w domu: płyta w odtwarzaczu, poślady napięte, zespół rusza z kopyta i… jest fajnie. Nooo, takiego Entombed (A.D.) można słuchać, po prostu klasyka zafajdanego punkiem death metalu. Problem pojawił się, gdy po jakimś czasie Dead Dawn powędrowała na półkę. Całkowicie o tym materiale zapomniałem; po kilkudziesięciu przesłuchaniach zupełnie nic mi z niego w głowie nie zostało. Pustka jak na indywidualnych kontach w ZUSie. Niewiele brakowało, a kupiłbym ten album jeszcze raz. I to w nieskalanym wątpliwościami przekonaniu, że jeszcze nie miałem z nim styczności… W ten sposób chciałbym wam zakomunikować główną wadę Dead Dawn – płyta jest fajna, żwawa, rzetelna i chwytliwa (momentami nawet bardzo – vide „Silent Assassin”), ale tylko wtedy, kiedy się jej słucha. Chwila przerwy i człowiek w ogóle nie wie, co o niej konkretnego powiedzieć, oprócz tego, że jest całkowicie w stylu Entombed (A.D.). Różnic w porównaniu z „Back To The Front” nie ma tu zbyt wielu, choć wskazać można przede wszystkim te na plus – mocniejsze brzmienie, znośniejszą objętość (41 minut) i dość dużą spójność. Cała reszta to — zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i przewidywaniami — kontynuacja poprzednika z lekkimi tylko zmianami w aranżacjach i częstszymi solówkami. Niby oczywista oczywistość, a jednak niektórzy z niewiadomych względów oczekiwali powrotu do stylistyki „Clandestine”. Tymczasem Entombed A.D. wielkich zmian ani gwałtownych ruchów w obrębie swojego poletka nie przewidują. I tu pojawia się drugi problem, który być może nie jest problemem dla wszystkich. Zespół na dobre stanął w miejscu. Szwedzi konsekwentnie dostarczają nam tylko to, co już doskonale znamy i mamy na innych płytach. Bardziej twórczo do entombedowskich wzorców podchodzą choćby weterani z Nominon albo Sorcery, nie mówiąc już o młodych gniewnych z Horrendous, Morbus Chron, Revel In Flesh czy Corrosive Carcass, którzy (z naciskiem na dwie pierwsze nazwy) mieli dość odwagi, żeby zrobić kilka kroków naprzód. Dead Dawn można kupić, można posłuchać, ale bodźców do podniety lepiej poszukać gdzie indziej.


ocena: 6,5/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/EntombedAD

podobne płyty:


Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Ja powiem przekornie, że jest to moja ulubiona płyta Entombed w ogóle. Nigdy nie byłem fanem tej formacji, nawet się zawsze z kolegami z nich zlewaliśmy, że byli słabi. Dopiero po tej płycie zacząłem ich bardziej doceniać. Ja też nie słuchałem tej płyty od dawna (mój błąd, który zaraz naprawię), ale wiem co o niej powiedzieć - przede wszystkim mocny wpływ Whisky na granie zespołu. Dużo wolniejszych, świetnie bujających numerów - "As the World Fell" od razu przychodzi do głowy i to z pamięci, bez sprawdzania tracklisty.

    Warto zaznaczyć, że całość Entombed AD to tak naprawdę prawidłowy powrót do tych dźwięków, za których ludzie kochali Entombeda w ogóle. Nowa formacja zdecydowanie dodała życia i kopa formule. Jak dla mnie zdecydowanie życiówka grupy i wielka szkoda, że Petrov tak szybko odszedł w zaświaty. Trzecia płytka nie była co prawda już tak dobra jak Dead Dawn, ale i tak poziom był wysoki. Niby od dłuższego czasu Entombed był Motorheadem Death Metalu, ale tutaj te utwory są zdecydowanie lepiej napisane niż wcześniej (i później)

    Tak więc przekornie.

    8/10

    mutant

    I zaraz sobie puszcze to dzieło

    OdpowiedzUsuń