20 marca 2018

Revenant – Prophecies Of A Dying World [1991]

Revenant - Prophecies Of A Dying World recenzja okładka review coverRevenant to dla mnie kapela, która w swoim czasie wraz z Hellwitch i Ripping Corpse tworzyła coś na kształt awangardy death i thrash metalu w Ameryce. Wszystkie te zespoły łączyło nieszablonowe podejście do grania, duża oryginalność, zamiłowanie do skomplikowanych struktur i dość podobny charakter brzmienia (czemu się dziwić, skoro Prophecies Of A Dying World i „Dreaming With The Dead" były nagrywane w tym samym studiu i z tym samym realizatorem). Wszystkie trzy były bardzo szanowane w podziemiu, do pewnego stopnia nawet podziwiane, ale w końcu też spotkał je podobny los – po zaledwie jednej płycie długogrającej (i epce) poszły do piachu i szybko zostały zapomniane.

Obecnie, jeśli nazwa Revenant w ogóle jest z czymś kojarzona, to chyba tylko z Leo DiCaprio, ewentualnie z tym, że kiedyś grał z nimi John McEntee, późniejszy założyciel Incantation. Skromny dorobek zespołu pozostaje właściwie nieznany, w czym spory udział miała/ma gówniana polityka Nuclear Blast. Pomimo przeszkód ze strony wydawcy warto się nieco wysilić i wyszarpać skądś ten krążek, bo Prophecies Of A Dying World to kapitalny materiał, który z upływem lat nabrał nie tylko wartości liczonej w euro, ale i szlachetności.

Death, Autopsy, Pestilence czy Asphyx są dziś chętnie kopiowane, Revenant nie. W porównaniu z Hellwitch i Ripping Corpse muzyka Revenant nie jest jakoś wyjątkowo ekstremalna — choć blastujące partie też się zdarzają — ani przesadnie techniczna (bo tylko tyle, ile trzeba), jest za to znacznie bardziej rozbudowana i więcej w niej takiego mrocznego [miejsce na śmiech] klimatu. Amerykanie upodobali sobie zwłaszcza wielowątkowe, złożone utwory z bardzo częstymi zmianami tempa, świdrującymi riffami, fajnymi solówkowymi dialogami (nie dajcie się zmylić temu, że we wkładce uwzględniono je tylko w trzech kawałkach) i najróżniejszymi podniosłymi fragmentami. Doskonale to słychać już w otwierającym album kawałku tytułowym — trudno go uznać za typowe prucie z Florydy — w którym w paru miejscach pojawiają się szczypiące ucho popieprzone melodie, a na pół dzieli go recytacja tekstu niewiadomego dla mnie pochodzenia. I choć później nie raz w muzyce pojawiają się skojarzenia z Morbid Angel, Prophecies Of A Dying World przynosi z sobą zupełnie inne doznania niż ekipa Trey’a. Nad płytą Revenant unosi się sugestywny klimat czegoś dziwnego, niezbadanego i niepokojącego – jak u Lovecrafta. W tym miejscu należy się Amerykanom pochwała, bo dokonali tego bez uciekania się do użycia klawiszy czy innego niemetalowego instrumentarium.

Jak nietrudno się domyśleć po ocenie, poziom poszczególnych kompozycji jest wyjątkowo równy, jednak po prostu muszę wskazać na numer, który dla mnie jest hymnem tego krążka – to prawie ośmiominutowy „Asphyxiated Time”, który muzycy pięknie rozbudowali od wersji z demo z 1988 roku – jest w nim wszystko, czego można oczekiwać od ambitnego death-thrash’u, plus jeszcze chwytliwy refren. Taki właśnie jest Prophecies Of A Dying World – oferuje coś więcej niż prostą tylko wypadkową dwóch gatunków.


ocena: 9/10
demo

podobne płyty:

Udostępnij:

1 komentarz:

  1. Kupiłem na kasecie taktu w 1991 i przy pierwszym przesłuchaniu zakochałem się z miejsca w tej płycie. To była dla mnie ścisła czołówka, a słuchałem death metalu. Obecnie nie wracam do "Prophecies...", ale sentyment został. Ich późniejsze EP to nędza.

    OdpowiedzUsuń