Dużo ostatnio sobie czytałem odnośnie polskiej sceny i tego, jakiegoż to my pecha nie mieliśmy, że się nie udało naszym dobrym kapelom zrobić kariery na zachodzie. Prawda jest oczywiście taka, że z grania Death Metalu tylko nieliczni zrobili jakikolwiek sposób na życie, a nawet wśród markowych zespołów, mało który ciągle był/jest na topie.
Piszę to, bo polska scena pod tym względem nie była w żaden sposób wyjątkowa na świecie, a od jakichś ponad 10 lat mnoży się różnej maści reunionów, które w kluczowych latach boomu na Death Metal (czyli ’89-’94) nagrały kultowe demo/ep/singiel (niepotrzebne skreślić), po czym się rozpadły.
I fakt, wśród tychże ekip, jakiejś części udaje się dostać drugą szansę i przejść na wyższy level (jak np. Antropomorphia), ale zdecydowane większe grono wydaje swój łabędzi śpiew, na zasadzie dopięcia klamry historycznej, po czym znowu znika ze sceny. Nie wiem, jak będzie z Toxaemią, ale byłaby szkoda, gdyby to była ostatnia rzecz nagrana przez nich.
Słychać, że Panowie to weterani, ponieważ pomimo ich szwedzkiego pochodzenia, zdecydowanie bardziej opierają się na starym, amerykańskim Thrashu, a gdzieniegdzie przypominają mi bardziej europejski Death Metal z wczesnych lat ’90 rodem z Niemiec, Holandii, czy nawet wręcz Polski. Nie, żeby gdzieniegdzie nie przebijały się riffy typowo Made in Szwecja, ale nie spodziewajcie się usłyszeć brzmienia typu Entombed/Dismember. Prędzej pomylicie ich z Malevolent Creation, Bolt Thrower niż z tamtymi legendami.
O ile więc ciężko mi nazwać zespół „charakterystycznym”, to jestem w stanie usłyszeć na płycie patenty, a właściwie zamiłowanie do grania specyficznych melodii, które sobie zespół szczególnie upodobał. Mowa tu o takich ciosach jak „Betrayal”, „Toxaemia”, „Leprosy”, czy „Hate Within”, które w swoim zwyczaju polecam do sprawdzenia w pierwszej kolejności. Każdy utwór jednak ma swój „refren” – raz lepszy, raz gorszy. Swoją drogą, bardzo mało odkrywcze tytuły utworów są chyba jedyną większą bolączką.
Jedynym starym numerem nagranym ponownie z czasów demówek, jest wyśmienity „Buried to Rot”, którego główny motyw bodajże Marduk zapożyczył sobie na „Dark Endless” (w utworze „Funeral Seemed To Be Endless”), zresztą Toxaemia nie jest jedynym zespołem kopiowanym na tamtym albumie, ale to jest temat na osobną analizę*. Tak tylko piszę, żeby można było sobie na szybko coś skojarzyć. Nie powiem, doceniam fakt, że zespół wstrzymał się od odgrzewania kotletów, bo większość ich klasyków ma wystarczająco dobre brzmienie i nie potrzebuje ponownego przypominania po raz wtóry.
Cóż więcej dodać? Określenie tej płyty „porządnym graniem” wydaje się być obelgą, zważywszy na to, że płyta jest zdecydowanie powyżej przeciętnej i mogę z uczciwym sumieniem polecić również i ludziom zblazowanym, którzy myślą, że Old School Death Metal im się znudził. Ja testowałem na sobie materiał przez dwa tygodnie z kilkoma jedno-dwudniowymi przerwami, non-stop przez 8/9 godzin dziennie. Po czym, po tygodniowej przerwie na coś innego (uważni czytelnicy będą wiedzieli co wtedy słuchałem), ponownie puściłem i to wg tego samego schematu. Bardzo niechętnie odłożyłem płytę w końcu na półkę, aby móc wreszcie przejść do czegoś innego. I całkiem możliwe, że niedługo znowu wrócę, bo kilka rzeczy zapewne bym chciał bardziej zgłębić. Tak więc ostrzegam, muza wciąga.
*Drugi charakterystyczny plagiat to „Deranged from Blood” zespołu Carnage, który Marduk zrobił (lepiej) w „The Black”.
ocena: 8/10
mutant
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/ToxaemiaSweden/
Na następcę
Agonia zebrała pod swoimi skrzydłami grupę klasyków spod znaku technicznego/progresywnego death metalu, która na papierze wygląda całkiem klawo. Trzeba mieć jednak na uwadze, że chodzi o kapele po przejściach, które lata świetności mają dawno za sobą i które obecnie stać jedynie na mniej lub bardziej udane nawiązania do chlubnej przeszłości. Do tego grona zaliczam niestety Sadist, bo choć ten włoski zespół przez lata dostarczał mi sporo radości, kilka razy również mocno mnie rozczarował, w tym nudnym krążkiem sprzed czterech lat.
Jak nadmienione jest to w książeczce, potrzeba było pandemii, żeby wreszcie wznowić tego zakurzonego klasyka na CD. Z tej okazji pozwolę sobie przypomnieć ludziom o jakże zacnym debiucie grupy z Sosnowca. Iscariota obecnie gra sobie klasyczny Heavy/Thrash Metal, gdyż parafrazując wypowiedź członków zespołu z jakiegoś wywiadu dla radia, „po śmierci Schuldinera, Death Metal dla nas umarł”. To i też Cosmic Paradox jest jedyną pełnowymiarową pozostałością po tych bardziej śmiercionośnych czasach.
Ta legendarna holenderska formacja o nieraz szalonych zmianach składu, od ponad już 30 lat konsekwentnie z uporem godnym maniaka tworzy standardowy Death Metal, bez żadnych dodatków, czy upiększaczy (aczkolwiek w dzisiejszym przypadku nie do końca). Dla jednych będzie to nudny zespół jakich (zbyt) wiele, inni będą doceniać upór, z jakim Sinister trzyma się swojego stylu.
Amerykański Cathexis po dekadzie działalności, głównie w oparciu o zasady DIY, doczekał się punktu zwrotnego w swojej karierze, bo właśnie tym jest ich debiut w barwach Willowtip. Zespół miał już w dorobku dwa materiały wydane własnym sumptem — z drugim, „Pillar Of Waste”, miałem nawet dłuższą styczność — ale żaden z nich nie był na tyle udany czy choćby intrygujący, żeby mogli się z nim przebić do świadomości fanów death metalu. Co innego wydany po ośmiu latach przerwy Untethered Abyss – ten można śmiało traktować jako przełom pod względem jakości i wyrazistości muzyki.
Słuchałem sobie tej płyty tak trochę na zmianę z nową Toxaemią, jako że obie ekipy są trochę bliźniacze do siebie w tym sensie, że:
Diabolizer to grupa, która już od pewnego czasu działa na scenie tureckiego death metalu, jednak dla wielu może okazać czymś kompletnie nowym, bo Khalkedonian Death jest dopiero ich pełnoczasowym debiutem. Mimo iż zespół funkcjonuje nieprzerwalnie od dekady, jego dorobek jest dość skromny i ogranicza się do demówki/singla, epki i opisywanej płyty. Ten stan rzeczy można łatwo wytłumaczyć zaangażowaniem poszczególnych muzyków w kilka innych, o wiele aktywniejszych i lepiej znanych kapel, że wymienię tylko Decaying Purity, Burial Invocation, Engulfed i Hyperdontia.
Zespół, którego łatwo można by posądzić o koniunkturalizm, a który tak naprawdę po prostu chciał grać swój ukochany Thrash na różne sposoby, w zależności od humoru. Tak więc, z płyty na płyty ekipa ta flirtowała z różnymi odmianami. Czy to Black/Death, czy to Death 'n' Roll, jak nieco w tym przypadku. Choć można się spotkać z opiniami, że na tym albumie nie brakuje wpływów Power Metalu. Możliwe, nie znam się.
Jak to się bardzo ładnie mawia: „Od pierwszych sekund wiadomo, że będzie zajebiście”.


