14 kwietnia 2022

Belphegor – Goatreich – Fleshcult [2005]

Belphegor - Goatreich – Fleshcult recenzja reviewDo momentu wydania „Lucifer Incestus” Belphegor był dla mnie zespołem, który niebezpiecznie balansował na granicy żenady i aż do przesady przedkładał wizerunek i szokującą (w założeniach) otoczkę ponad wykonywaną muzykę, bo ta była niedookreślona i w najlepszym wypadku przeciętna – ekstremalna, owszem, ale w nieporadnym wydaniu. Czwarta płyta Austriaków okazała się przełomem i krokiem we właściwym kierunku, natomiast Goatreich – Fleshcul jest już konkretnym rozwinięciem tamtej formuły – dużo bardziej zróżnicowanym, dopracowanym, lepiej zagranym i przede wszystkim dojrzale skomponowanym.

Skok jakościowy, do jakiego doszło u Belphegor w ciągu dwóch lat dzielących te płyty, ma duży związek z rozwinięciem umiejętności przez poszczególnych muzyków oraz korektą w ramach stylu, a dokładnie z położeniem większego nacisku na elementy death metalu, w tym na baaardzo wyraźne inspiracje Morbid Angel i Deicide. Zespół odpuścił jawne „mardukowanie” i dość jednowymiarowe napierdalanie na rzecz ciekawiej zaaranżowanych i bogatszych struktur, zabaw z dynamiką i większym ciężarem. Austriacy stworzyli materiał pozbawiony przypadkowych pomysłów i jałowych zapychaczy. Oczywiście na krążku nie brakuje charakterystycznych dla zespołu petard, które sprowadzają się do dzikiego blastowania (choćby „Fornicationium et Immundus Diabolus”), ale i one są wyładowane wyrazistymi riffami i zagrane z lepszym feelingiem, przez co w ogóle nie nudzą.

Największą niespodzianką i jednocześnie nowością dla Belphegor jest kapitalny „Sepulture Of Hypocrisy”, który jest… niemal klasycznym death/doomowym walcem z porządnymi melodiami, gęstym klimatem i wpadającym w ucho tekstem – coś takiego od razu się wybija i zwraca uwagę. Niespiesznymi tempami i mocniej zaakcentowanym ciężarem odznacza się również bardzo morbidowy „Kings Shall Be Kings”. W ogóle wolne partie zostały (udanie) wprowadzone w niespotykanej wcześniej ilości i stanowią istotną część Goatreich – Fleshcul, który — wbrew pozorom — nie stał się przez nie mniej ekstremalny. Rozpisując się o najlepszych utworach, nie mogę pominąć mojego faworyta – diabelsko chwytliwego „Swarm Of Rats”, którego intensywność i specyficzna melodyjność powinny każdemu potargać jelita. To murowany hit koncertowy (gdyby tylko chętniej go grali), a także kolejny przykład na wybitnie czepliwy i odpowiednio bluźnierczy refren. Swoją drogą, mimo upływu lat przynajmniej jedna trzecia kawałków z Goatreich – Fleshcul wciąż należy do moich ulubionych w katalogu Belphegor, a to tylko świadczy o ich jakości.

Duże wrażenie robi w pełni profesjonalna produkcja Goatreich – Fleshcul, bo również pod tym względem album przewyższa „Lucifer Incestus”. Z jednej strony jest bardzo czytelna, można wyłapać niemal każdy dźwięk, a z drugiej jest daleka od sterylnej i brudu w niej co nie miara. Zespół ponownie nagrywał z Alexem Krullem, więc doświadczenia zebrane podczas poprzedniej sesji na pewno tu zaprocentowały.

Jeśli miałbym wskazać płytę Belphegor, od której najlepiej zacząć, żeby łatwo i przyjemnie wkręcić się w styl i przekaz Austriaków, wybrałbym Goatreich – Fleshcul. Chociaż nie jest to największe osiągnięcie zespołu, przystępność oraz świetnie dobrane proporcje wszystkich charakterystycznych dla nich elementów sprawiają, że to materiał stworzony do katowania na okrągło.


ocena: 8/10
demo
oficjalny profil Facebook: /www.facebook.com/belphegor

inne płyty tego wykonawcy:


Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. Ostatnio zacząłem sobie kolekcjonować belphegora. muszę im kiedyś poświęcić trochę więcej czasu

    mutancik

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie jakie jest największe osiągnięcie zespołu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym postawił na "Pestapokalypse VI", choć "Bondage Goat Zombie" depcze mu po piętach.

      Usuń
    2. Ja pamiętam, że przy Bondage Goat Zombie ich kariera nabrała tempa i eksplodowali do tego stopnia że zaczęli być rozpoznawalni. Ja zresztą też dopiero wtedy zacząłem ich coś kojarzyć. Muzycznie się nie wypowiem, bo ja na razie obracam się przy ich pierwszych czterech płytach, ale jak najbardziej zamierzam mieć całą dyskografię w jednym palcu

      mu....nt

      Usuń
    3. Ogólnie lubię belphegor tylko że mam z ich płytami pewien problem. Każda ma dla mnie wyśmienite numery, przeważnie closery. Jednak przesłuchane w całości nie są aż tak dobre jak kilka utworów z danej płyty. Ciekawe co upichcą na nowej płycie. Singiel brzmi jak powrót do ery Lucifer Incestus więc czekam.

      Usuń