![Rivers Of Nihil – Rivers Of Nihil [2025] Rivers Of Nihil - Rivers Of Nihil recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/rivers-of-nihil-rivers-of-nihil.jpg) Tytuł piątego albumu Rivers Of Nihil na pierwszy rzut oka wygląda albo ma wyglądać jak deklaracja prawdziwości i niezachwianej stylistycznej konsekwencji w obliczu paru drastycznych zmian w składzie. Wiecie, taka trochę asekuracyjna próba wytłumaczenia ewentualnym czepialskim, dlaczego grają, tak jak grają. W każdym razie jest w tym zapowiedź czegoś grubego. Tymczasem materiał nie odbiega w znaczący sposób od tego, co z różnym skutkiem zespół robił dotychczas – Amerykanie wciąż korzystają z tych samych środków i inspiracji (Fallujah…). Mimo to rezultat jest dużo ciekawszy, niż ostatnio. Jedyna naprawdę istotna zmiana w stosunku do poprzednich płyt, choć dla niektórych może być dosyć kontrowersyjna, nie powinna natomiast zaskakiwać.
Tytuł piątego albumu Rivers Of Nihil na pierwszy rzut oka wygląda albo ma wyglądać jak deklaracja prawdziwości i niezachwianej stylistycznej konsekwencji w obliczu paru drastycznych zmian w składzie. Wiecie, taka trochę asekuracyjna próba wytłumaczenia ewentualnym czepialskim, dlaczego grają, tak jak grają. W każdym razie jest w tym zapowiedź czegoś grubego. Tymczasem materiał nie odbiega w znaczący sposób od tego, co z różnym skutkiem zespół robił dotychczas – Amerykanie wciąż korzystają z tych samych środków i inspiracji (Fallujah…). Mimo to rezultat jest dużo ciekawszy, niż ostatnio. Jedyna naprawdę istotna zmiana w stosunku do poprzednich płyt, choć dla niektórych może być dosyć kontrowersyjna, nie powinna natomiast zaskakiwać.
Niedługo po wydaniu mocno rozczarowującego „The Work” zespół pozbył się wokalisty i gitarzysty. Obowiązki tego pierwszego przejął basista Adam Biggs; wcześniej robił tylko „bakingi” i można było mieć obawy czy podoła, ale o dziwo jako główny krzykacz sprawdza się lepiej i mniej irytująco od Jake’a Dieffenbacha. Nie zmienia to faktu, że czasami lubi przeforsować i drze japę bardziej, niż tego sytuacja wymaga. Na posadę drugiego gitarniaka wskoczył kręcący się od dłuższego czasu wokół kapeli Andy Thomas z Black Crown Initiate, który przy okazji zajął się dodatkowymi wokalami… czystymi wokalami… całą masą czystych wokali. Thomas, co trzeba mu uczciwie oddać, śpiewa ładnie (choćby w „Water & Time”, „House Of Light” czy „The Sub-Orbital Blues”) i nawet przyjemnie się tego słucha w melodyjnych/klimatycznych fragmentach. Gorzej, gdy zaczyna śpiewać bardzo ładnie – wtedy robi się zwyczajnie mdło; osobną kwestią jest to, że te lukrowane partie trudno do czegoś dopasować.
W samej muzyce, jak już zaznaczyłem, do żadnego wielkiego przełomu nie doszło, choć na pewno jest ciekawsza, niż ta z „The Work”. Na Rivers Of Nihil Rivers Of Nihil podjęli się próby podania progresywnego death metalu w piosenkowej formie, w związku z czym całość jest krótsza, prostsza, bardziej zwarta i komunikatywna. W nowych utworach jest więcej życia, przestrzeni, kopa i przede wszystkim dynamiki. Nawet jeśli niektóre słabują kompozycyjnie — jak „Dustman” czy „Evidence” — to właśnie dynamiki nie sposób im odmówić. Dużo lepiej jest także z wyrazistością poszczególnych kawałków, co w głównej mierze jest zasługą udanych melodii oraz, przyznaję to z trudem, czystych wokali. Poza tym Amerykanie przypomnieli sobie o saksofonie, który w paru fragmentach wzbogaca struktury i dodaje fajnej głębi, nawet jeśli tylko podąża za istniejącym już motywem. Dodatku banjo nie zupełnie rozumiem.
Po Rivers Of Nihil nie oczekiwałem zbyt wiele, a dostałem całkiem klawy album, który może i nie nawiązuje poziomem do „Where Owls Know My Name”, ale jako easy listening naprawdę daje radę.
ocena: 7/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/riversofnihil
inne płyty tego wykonawcy:
 
![Behemoth – The Shit Ov God [2025] Behemoth - The Shit Ov God recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/behemoth-the-shit-ov-god.jpg) Ostatnia dekada to dla Behemoth równia pochyła, a dziecinnie-prowokacyjnie nazwany The Shit Ov God miał być jej smutnym podsumowaniem. W kampanii medialnej tej płyty nie znalazłem dosłownie niczego, co by mogło do niej nastrajać optymistycznie — z niespójną (i raczej paskudną) stroną wizualną na czele — więc jeszcze przed pierwszym odpaleniem byłem gotów postawić na ten album the shit ov me. No i cóż… zespół nie dał mi do tego okazji, choć dzielnie czekałem z opuszczonymi gaciami przez prawie 40 minut, aż im się noga powinie.
Ostatnia dekada to dla Behemoth równia pochyła, a dziecinnie-prowokacyjnie nazwany The Shit Ov God miał być jej smutnym podsumowaniem. W kampanii medialnej tej płyty nie znalazłem dosłownie niczego, co by mogło do niej nastrajać optymistycznie — z niespójną (i raczej paskudną) stroną wizualną na czele — więc jeszcze przed pierwszym odpaleniem byłem gotów postawić na ten album the shit ov me. No i cóż… zespół nie dał mi do tego okazji, choć dzielnie czekałem z opuszczonymi gaciami przez prawie 40 minut, aż im się noga powinie.![Geryon – The Wound And The Bow [2016] Geryon - The Wound And The Bow recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/geryon-the-wound-and-the-bow.jpg) Gorguts na trzeciej płycie wynieśli awangardowy death metal na nowy poziom, co z jednej strony wiązało się z dużym, acz odłożonym w czasie, sukcesem artystycznym, a z drugiej z niezrozumieniem i dość drastycznym zawężeniem grona potencjalnych odbiorców. Historia pokazała, że to Kanadyjczycy mieli rację, a bez ich muzycznej wolty w połowie lat 90. dziś nie mielibyśmy w takim kształcie Ulcerate, Deathspell Omega, Imperial Triumphant czy właśnie Geryon. Początki tych ostatnich były raczej skromne, trudno też było sobie coś po nich obiecywać, ale odkąd znaleźli dla siebie wąską niszę, naprawdę zasługują na uwagę miłośników ambitnego grania.
Gorguts na trzeciej płycie wynieśli awangardowy death metal na nowy poziom, co z jednej strony wiązało się z dużym, acz odłożonym w czasie, sukcesem artystycznym, a z drugiej z niezrozumieniem i dość drastycznym zawężeniem grona potencjalnych odbiorców. Historia pokazała, że to Kanadyjczycy mieli rację, a bez ich muzycznej wolty w połowie lat 90. dziś nie mielibyśmy w takim kształcie Ulcerate, Deathspell Omega, Imperial Triumphant czy właśnie Geryon. Początki tych ostatnich były raczej skromne, trudno też było sobie coś po nich obiecywać, ale odkąd znaleźli dla siebie wąską niszę, naprawdę zasługują na uwagę miłośników ambitnego grania.![Unmerciful – Devouring Darkness [2025] Unmerciful - Devouring Darkness recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/unmerciful-devouring-darkness.jpg) Stopniowa i rozciągnięta na wieeele lat ewolucja Unmerciful doprowadziła zespół — czy raczej muzyków będących jego trzonem — do punktu wyjścia: znów grają jak za czasów swojej bytności w Origin, co w niezbyt subtelny sposób podkreślili covererm „Vomit You Out”. Czy to kółko i powrót do korzeni w ogóle ma sens? Wydaje mi się, że — póki co! — tak, bo Unmerciful nie przekształcili się w kopię obecnego Origin, tylko wypełnili lukę po „starym”. Wiecie, zanim tamci przekroczyli prędkość światła i zaczęli (niebezpiecznie) eksperymentować. W związku z tą wtórnością Devouring Darkness oczywiście nie robi takiego wrażenia, jak „materiał wzorcowy”, ale wchodzi równie dobrze, a może i trochę łatwiej.
Stopniowa i rozciągnięta na wieeele lat ewolucja Unmerciful doprowadziła zespół — czy raczej muzyków będących jego trzonem — do punktu wyjścia: znów grają jak za czasów swojej bytności w Origin, co w niezbyt subtelny sposób podkreślili covererm „Vomit You Out”. Czy to kółko i powrót do korzeni w ogóle ma sens? Wydaje mi się, że — póki co! — tak, bo Unmerciful nie przekształcili się w kopię obecnego Origin, tylko wypełnili lukę po „starym”. Wiecie, zanim tamci przekroczyli prędkość światła i zaczęli (niebezpiecznie) eksperymentować. W związku z tą wtórnością Devouring Darkness oczywiście nie robi takiego wrażenia, jak „materiał wzorcowy”, ale wchodzi równie dobrze, a może i trochę łatwiej.![Rude – Soul Recall [2014] Rude - Soul Recall recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/rude-soul-recall.jpg) Może to kwestia przypadku, a może zorganizowana akcja F.D.A. Records, by zawładnąć podziemną sceną, wydając w krótkim odstępie czasu debiuty Skeletal Remains, Morfin, Derogatory i Rude. Niezależnie od wersji, ta mini seria poruszyła lawinę i przyczyniła się do renesansu oldskulowego death metalu rodem z Ameryki, za co Niemcom należą się słowa uznania. Spośród wymienionej czwórki to ci ostatni mieli najbardziej imponujący start, a przy tym wydawali się tworem kompletnym, dojrzałym i przygotowanym na wymierny sukces – sukces, który może by i nadszedł, gdyby nie wybujałe ego lidera zespołu.
Może to kwestia przypadku, a może zorganizowana akcja F.D.A. Records, by zawładnąć podziemną sceną, wydając w krótkim odstępie czasu debiuty Skeletal Remains, Morfin, Derogatory i Rude. Niezależnie od wersji, ta mini seria poruszyła lawinę i przyczyniła się do renesansu oldskulowego death metalu rodem z Ameryki, za co Niemcom należą się słowa uznania. Spośród wymienionej czwórki to ci ostatni mieli najbardziej imponujący start, a przy tym wydawali się tworem kompletnym, dojrzałym i przygotowanym na wymierny sukces – sukces, który może by i nadszedł, gdyby nie wybujałe ego lidera zespołu.![Gruesome – Silent Echoes [2025] Gruesome - Silent Echoes recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/gruesome-silent-echoes.jpg) I stało się, co miało się stać. W ramach dziejowej misji nagrywania nikomu niepotrzebnych płyt Gruesome przygotowali swoją interpretację
I stało się, co miało się stać. W ramach dziejowej misji nagrywania nikomu niepotrzebnych płyt Gruesome przygotowali swoją interpretację ![Autopsy – Live In Chicago [2020] Autopsy – Live In Chicago recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/autopsy-live-in-chicago.jpg) Biorąc do ręki Live In Chicago, spodziewałem się czegoś w rodzaju podsumowania jedenastu bardzo owocnych lat Autopsy od powrotu na scenę w 2009, bo i było co podsumowywać – trzy porządne płyty i tyleż samo równie udanych epek. Tymczasem tracklista albumu wygląda zaskakująco – jak mokry sen każdego wielbiciela staroci: cztery kawałki z „Mental Funeral”, jeden z „Acts Of The Unspeakable” i aż dziewięć z kultowego „Severed Survival”! No, kurwa, debestof jak się patrzy, w dodatku taki, o którym można napisać, że praktycznie wyczerpuje temat… A to i tak nie wszystko, co przygotowali Amerykanie.
Biorąc do ręki Live In Chicago, spodziewałem się czegoś w rodzaju podsumowania jedenastu bardzo owocnych lat Autopsy od powrotu na scenę w 2009, bo i było co podsumowywać – trzy porządne płyty i tyleż samo równie udanych epek. Tymczasem tracklista albumu wygląda zaskakująco – jak mokry sen każdego wielbiciela staroci: cztery kawałki z „Mental Funeral”, jeden z „Acts Of The Unspeakable” i aż dziewięć z kultowego „Severed Survival”! No, kurwa, debestof jak się patrzy, w dodatku taki, o którym można napisać, że praktycznie wyczerpuje temat… A to i tak nie wszystko, co przygotowali Amerykanie.![Retromorphosis – Psalmus Mortis [2025] Retromorphosis - Psalmus Mortis recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/retromorphosis-psalmus-mortis.jpg) Spawn Of Possession padł w 2017, by po paru latach powrócić w niemal identycznym składzie jako Retromorphosis. Tak bardzo podjarałem się na wieść o nowej muzyce od tych kolesi, że zapomniałem, czemu Szwedzi zawiesili działalność, a w tym przypadku to akurat dość istotne. Spawn Of Possession dokonał żywota, bo członkowie zespołu nie byli zadowoleni z materiału, jaki przygotowali na następcę
Spawn Of Possession padł w 2017, by po paru latach powrócić w niemal identycznym składzie jako Retromorphosis. Tak bardzo podjarałem się na wieść o nowej muzyce od tych kolesi, że zapomniałem, czemu Szwedzi zawiesili działalność, a w tym przypadku to akurat dość istotne. Spawn Of Possession dokonał żywota, bo członkowie zespołu nie byli zadowoleni z materiału, jaki przygotowali na następcę ![Consumption – Catharsis [2025] Consumption - Catharsis recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/consumption-catharsis.jpg) Consumption powstał w 2020 roku jako jeden z wielu niezobowiązujących projektów Hakana Stuvemarka (drugi Rogga Johansson?), a już pięć lat później ma na koncie trzy długograje i przyzwoitą bazę fanów czekających na kolejny ruch zespołu. Nie ma co, szybko poszło, w dodatku chyba bezproblemowo, bo te krążki, choć wyraźnie się od siebie różnią, mają niezłe branie. Jak się zdaje, liderowi grupy pomysłów nie brakuje, mimo iż od początku porusza się w tych samych ramach, łącząc klasyczne szwedzkie brzmienia z szeroko pojętą spuścizną Carcass.
Consumption powstał w 2020 roku jako jeden z wielu niezobowiązujących projektów Hakana Stuvemarka (drugi Rogga Johansson?), a już pięć lat później ma na koncie trzy długograje i przyzwoitą bazę fanów czekających na kolejny ruch zespołu. Nie ma co, szybko poszło, w dodatku chyba bezproblemowo, bo te krążki, choć wyraźnie się od siebie różnią, mają niezłe branie. Jak się zdaje, liderowi grupy pomysłów nie brakuje, mimo iż od początku porusza się w tych samych ramach, łącząc klasyczne szwedzkie brzmienia z szeroko pojętą spuścizną Carcass.![Witchmaster – Masochistic Devil Worship [2002] Witchmaster - Masochistic Devil Worship recenzja review](http://img.considered-dead.pl/covers/2025/witchmaster-masochistic-devil-worship.jpg) Debiut Witchmaster, choć naprawdę klawy i chwytający za jaja, nie został należycie doceniony, zaś sam zespół potraktowano z przymrużeniem oka – bardziej jako skandalizującą ciekawostkę przyrodniczą, niż kapelę z krwi i kości. Sytuacja uległa zmianie, gdy w ramach gruntownej przebudowy składu za perkusją zasiadł niejaki Inferno. Nagle okazało się, że Witchmaster to czołówka polskiej ekstremy i najprawdziwszy kult, a „Masochistic Devil Worship” to wzór, jak napierdalać ku chwale Szatana. Ze skrajności w skrajność… Jak zwykle w takich przypadkach, na dalszy plan zeszła muzyka. Muzyka, która wcale nie przeszła aż tak wielkiej metamorfozy, jak to wszędzie sugerowano.
Debiut Witchmaster, choć naprawdę klawy i chwytający za jaja, nie został należycie doceniony, zaś sam zespół potraktowano z przymrużeniem oka – bardziej jako skandalizującą ciekawostkę przyrodniczą, niż kapelę z krwi i kości. Sytuacja uległa zmianie, gdy w ramach gruntownej przebudowy składu za perkusją zasiadł niejaki Inferno. Nagle okazało się, że Witchmaster to czołówka polskiej ekstremy i najprawdziwszy kult, a „Masochistic Devil Worship” to wzór, jak napierdalać ku chwale Szatana. Ze skrajności w skrajność… Jak zwykle w takich przypadkach, na dalszy plan zeszła muzyka. Muzyka, która wcale nie przeszła aż tak wielkiej metamorfozy, jak to wszędzie sugerowano.


