Mimo iż na co dzień nie kibicuję Cerebral Effusion, a właściwie to w ogóle o nich nie myślę, po cichu liczyłem na jakiś przełom w ich karierze, że po siedmioletniej przerwie będą w stanie mnie czymś zaskoczyć – wszak rozwój nawet w ramach brutalnego death metalu jest mile widziany. No i zaskoczyli, choć akurat inaczej to sobie wyobrażałem. Ominous Flesh Discipline w pierwszej chwili wprawia w osłupienia, w drugiej odpycha, a w trzeciej prosi się o jak najszybsze wyłączenie. Czwartej chwili może nie być. Intencjonalnie czy nie, Hiszpanie wykonali kilka kroków wstecz i zrównali się poziomem z amatorskimi kapelami z tak zwanych „egzotycznych” krajów, w których dostęp do elektryczności przysługuje tylko królowi i jego ulubionym kochankom.
Tego tematu pominąć się w żaden sposób nie da, więc od razu wyjaśnię, co mnie najbardziej wkurwia/dobija na Ominous Flesh Discipline. To brzmienie. Choć za produkcję odpowiadają fachowcy (w tym Colin Davis z Vile), którzy jak mniemam wzięli za to pieniądze, to rezultat jest po prostu koszmarny. Przez większość czasu słychać jedynie gęsto nabijającą perkusję i bardzo przeciętny wokal, natomiast gitary — teoretycznie w zespole są aż dwie — mają jedynie charakter umowny. Czasem coś zaszumi, czasem między blastami śmignie flażolet, a poza tym to mam wrażenie, że słucham w kółko trzech przypadkowych i nader prostych riffów. Na „Idolatry Of The Unethical” gitarniacy Cerebral Effusion zdradzali jakieś przejawy ambicji i zdarzało im się trochę pokombinować, co dobrze wpływało na całość, w przypadku tego materiału zwyczajnie odpuścili i generują buczenie.
Smutne to, naprawdę smutne, bo wydawało się, że Cerebral Effusion mają dość potencjału, żeby przynajmniej nieśmiało dobijać się do europejskiej drugiej ligi, a tu taki zonk. Hiszpanie stworzyli płytę potwornie monotonną, jednowymiarową i wypraną z wszelkiej dynamiki, po wysłuchaniu której w głowie nie zostaje najmniejszy ślad. Jest to o tyle dziwne, że zespół upodobał sobie dość długie utwory (średnia to prawie 5 minut), w których niby coś się dzieje, ale nic konkretnego nie zwraca uwagi. W jakimś sensie jest to brutalne, może nawet ekstremalne, jednak w ogóle nie przystoi tak doświadczonym muzykom.
Ominous Flesh Discipline to przykry przykład tego, że nawet niczego nie oczekując, można się srogo rozczarować. Swoją drogą miłośnicy slamu przypuszczalnie będą tym krążkiem zachwyceni. Może właśnie o ich uwagę zabiegają Cerebral Effusion?
ocena: 4/10
demo
oficjalny profil Facebook: www.facebook.com/cerebraleffusion
inne płyty tego wykonawcy:
Na pierwszy rzut ucha Visceral Throne to zespół jakich w brutalnym death metalu wiele – typowy, przewidywalny i w dodatku nieociosany. Kupa hałasu, za którą nie stoi żaden sensowny twórczy pomysł, oprócz oczywiście klonowania tego, co już zostało sklonowane milion razy… Visceral Throne to zespół jakich w brutalnym death metalu wiele także na pierwszy rzut oka – ładne logo, efektowna typografia tytułu i estetyczna okładka, które standardowo mają za zadanie zamaskować zawartość muzyczną – typową, przewidywalną i w dodatku nieociosaną. „Pierwsze rzuty” Amerykanom zdecydowanie nie służą, dlatego jeśli ograniczacie się tylko do nich, umknie wam całkiem klawa sieczka.
Z ogromnej masy brutal deathmetalowych kapel, jakie od dłuższego czasu zalewają świat, nawet te lepsze i w jakikolwiek sposób oryginalne mają spore problemy, żeby przebić się ze swoim hałasem do świadomości słuchaczy, nie wspominając już o zyskaniu rozgłosu. Niektórym kapelom sprzyja jednak szczęście – Australijczycy z Disentomb zaledwie po roku wspólnego grania dorobili się debiutanckiej płyty z całkiem przyzwoitą dystrybucją, choć — co trzeba uczciwie przyznać — wcale wielkich predyspozycji po temu nie mieli. Na szczęście nie zabrakło im ambicji.
Powrót Broken Hope był sztucznie przehajpowany, więc kiedy
Do Rivers Of Nihil podchodziłem bez krzty zaufania, jak zresztą do większości cudownych odkryć Metal Blade z tamtego okresu. Zespół znikąd, w dodatku deathcore’owej proweniencji, a opakowano go w naprawdę duże nazwiska i promowano jakby był czymś wyjątkowym, innowacyjnym i sensacyjnym. No i cóż, na The Conscious Seed Of Light czuć włożone w jej wyprodukowanie pieniądze, ale nie słychać muzyki, która byłaby ich warta. Przynajmniej dla mnie ta płyta nie oferuje niczego ponad typowy nowoczesny death metal, którego już wtedy było stanowczo za dużo.
Nie sądzę, żeby po wydaniu
Przy okazji
Norwegia pod względem metalowym raczej nie kojarzy się z death metalem. Towarem eksportowym bez wątpienia jest jego mroczniejszy brat zwany black metalem. Niemniej jednak istnieje zespół, który absolutnie nie ma czego się wstydzić w dziedzinie metalu śmierci. Blood Red Throne to obecnie klasa światowa. Mimo iż powstali ledwo przed 2000 rokiem swoją pracą zaskarbili sobie serca fanów death metalu. Chłopaki nie mają kompleksu mniejszości względem potęg z sąsiedniej Szwecji czy sceny zza Wielkiej Kałuży.
Czy Mangled kiedykolwiek mieli zadatki, żeby trafić ze swoją twórczością do kanonu death metalu? No… jakby się tak dobrze zastanowić, to… nie. Wprawdzie Holendrzy zaczynali odpowiednio wcześnie i dorobili się paru pomniejszych wydawnictw, jednak żadne z nich nie prezentowało na tyle wysokiego poziomu — nie mówiąc już o oryginalności — by porwać za sobą tłumy. Także wydany prawie dwa lata po nagraniu debiut nie wzbudził wielkiej sensacji – z jednej strony był dość solidny, a z drugiej mocno przestarzały i nie mógł się równać z tym, co już nadchodziło. O ironio, prawdziwy rozgłos zespół zyskał dopiero dzięki partycypacji w tributach dla Morbid Angel i Cannibal Corpse.
W Listenable Records swego czasu mieli niezłego nosa do młodych i utalentowanych grup, które pod jej skrzydłami całkiem ładnie się rozwijały. Wszystko oczywiście do czasu, bo gdy taka młoda i utalentowana kapela zyskiwała na rozpoznawalności, szybko padała łupem którejś z dużo większych i bogatszych wytwórni. I w tym momencie zwykle zaczynał się dramat – zbyt długie umowy i coraz to gorsze płyty. Wydawać by się mogło, że Aborted byli zbyt undergroundowi, żeby tak po prostu dać się złamać kilku ojrasom więcej, ale jednak. Po przejściu do Century Media Belgowie zaliczyli zatrważający spadek formy.


